Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Kupić, nie kupić, poświętować można. Rzecz o handlu w niedzielę i nie tylko, WIĘŹ 2005 nr 3.

Trzeba więc chyba przyjąć do wiadomości fakt, że robienie zakupów, także i w niedzielę (a może – z racji wolnego czasu – przede wszystkim w niedzielę) bywa dla wielu ludzi formą rozrywki, co więcej – rozrywki wspólnototwórczej, a nawet integrującej rodzinę. To jasne, że – jak zauważa Tomasz Szlendak – supermarketyzacja i det-rozrywka dają konsumentom namiastkę wspólnotowości. W sklepie dane im jest chociaż pseudodoświadczenie wspólnotowe, połączone do tego z karnawałową fiestą. I to codziennie – pisze Szlendak. Tak czy inaczej, są tacy, dla których zakupy są po prostu przyjemnością, rozrywką, zgodnie zresztą z maksymą Marylin Monroe, która mawiała, iż pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy. Pozostaje tylko pytanie, czy jest to rozrywka, która – jak przypomina Papież – należy do tych, „które najbardziej odpowiadają życiu zgodnemu nakazowi Ewangelii”?

Po drodze i przy okazji

Póki co, ludzie i tak chodzą w niedziele do hipermarketów – mówi dla KAI ks. Arkadiusz Wuwer, rzecznik prasowy kurii katowickiej. I ma rację. O wiele trudniej jednak zgodzić się z argumentacją tego oczywistego skądinąd stwierdzenia. Trzeba trochę czasu, by zmieniła się mentalność i ludzie woleli spędzić wolny czas na spacerze w górach czy w lesie, tak jak się to teraz dzieje na Zachodzie – mówi ks. Wuwer. Czy dlatego ludzie nie spędzają niedzielnego czasu na zakupach, bo wolą go spędzić w lesie, czy też dlatego, że w większości państw w Europie Zachodniej centra handlowe są pozamykane – tego nie wiemy na pewno. A zdaje się, że supermarketyzacja rozrywki jest trendem, z którym już teraz trzeba nam się zmierzyć. Dopóki więc ludzie odwiedzają supermarkety w niedzielę, a pewno coraz częściej odwiedzać będą, to – jak twierdzi ks. Wuwer – kaplica może dać okazję do udziału we Mszy świętej i chwili refleksji. Będzie się więc można pomodlić niejako „po drodze”. Tylko czy o to właśnie ma nam chodzić?

Owszem, do modlitwy „po drodze” Kościół usilnie zachęca. Weźmy chociażby tegoroczne zaproszenie, by w przynajmniej w Roku Eucharystii nie zamykać na dzień kościołów i umożliwić wiernym modlitwę przed Najświętszym Sakramentem. W wielu parafiach miejskich są Msze święte o godzinie 6.30, by umożliwić uczestnictwo w liturgii spieszącym się do pracy. To wszystko prawda. Prawdą jest jednak także to, iż niedzielna Eucharystia – a o nią rzecz cała się rozbija – jak żadna inna, „po drodze być nie powinna”. Ta właśnie ma stanowić – że zacytuję Sobór – „źródło i szczyt”. Do źródeł nie chodzi się przy okazji, przy okazji też nie zdobywa się szczytów.

Papieska teologia niedzieli jako dnia Pańskiego podkreśla, iż Msza święta. niedzielna ma być wydarzeniem chcianym i zaplanowanym dla niego samego, które domaga się zresztą właściwych mu okoliczności, jak wyciszenie, oddalenie trosk codziennych, odpoczynek ciała, który jest niezbędny, by i duch doznał odpoczynku. Rzecz idzie tu zatem o to, co stanowi centralny punkt niedzieli i co robi się przy okazji czego. Czy na Mszę świętą wstępuje się przy okazji zaplanowanych na niedzielę zakupów, czy może raczej wstępuje się do sklepu w powrotnej drodze z kościoła, gdyż okazało się, że zabrakło np. chleba? Chyba nie ulega wątpliwości, iż choć i druga czynność jest naganna, to od pytania o to, co się robi przy okazji czego, uciec się nie da. Tędy bowiem prowadzi prosta droga do zrealizowania znanej już skądinąd nam koncepcji życia moralnego: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”.

Poświęcenie, czyli przymrużanie oka

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?