Czytelnia

Psychologia a duchowość

Ewa Kiedio

Ewa Kiedio, Rzeczy bardzo delikatne, WIĘŹ 2009 nr 4.

W tym czasie w życiu Magdy zaszły dwie istotne zmiany. Poznała Piotra, a obok wszystkich towarzyszących temu wzruszeń i radości pojawił się lęk o kształtowanie się ich związku. I drugie zaskakujące dla niej samej odkrycie — wcześniej określała siebie jako: „mocno niepraktykująca, choć z ogromnym pragnieniem Boga”, teraz zaczęła zauważać, jak ważna staje się dla niej rzeczywistość wiary. Dlatego też kolejny etap terapii, który stanowił trwający przez pięć dni trening interpersonalny, stał się dla niej niezwykle przykrym doświadczeniem. — Na jednym z treningów miałam terapeutkę, która przy okazji omawiania naszych doznań gwałtownie atakowała Kościół — Magda ciągnie swą historię opanowanym głosem. — Mówiła piękne słowa o Jezusie, że istnieje, żył, zmartwychwstał, natomiast Kościół potępiała w czambuł: jako źródło krzywdy, szwindel, „święty” interes. Częściowo rozumiem, czemu to robiła: wśród osób uczestniczących w terapii są tacy, którzy kompletnie nie otwierają się na Boga, za to ślepo związani są ze swoją religią. Ale ja odebrałam to osobiście, bardzo mnie to bolało i stanowiło ogromną przeszkodę. Strasznie się wymęczyłam na tym treningu.

Magda nie oczekuje, żeby sesje psychoterapeutyczne zamieniały się w rozmowy o Bogu. Przyjęła, że kierownika duchowego ma w kościele, a na psychoterapię przychodzi, aby uregulować sprawy związane ze swoją przeszłością. Obecną terapeutkę ceni za neutralność. Czy to osoba wierząca? Nie wie, to nieistotne — ważne, że nie ingeruje ona w jej duchowość. — Przyjmuje to, że chodzę do kościoła. Niektórych swoich pacjentów przysyła do mnie, żebym powiedziała, gdzie mogą znaleźć księdza, który nie powie im, że terapia jest zła, bo tacy też się zdarzają — przyznaje. — Ja osobiście mam spowiednika, który sam jest po terapii. Jak z nim rozmawiam, czuję się bezpiecznie. To działa w obydwie strony: w toku terapii ważny jest zarówno ksiądz, który ma rozeznanie, jak też psycholog, który nie miesza do terapii duchowości, a jeśli już o niej mówi, to tylko o sobie, a nie ocenia, czy to coś złego czy dobrego.

Kiedy w ślubnym welonie mówiła Piotrowi „tak”, jej pierwszy psychoterapeuta był obecny w kościele. Nie umknęło to uwadze Magdy. — Było mi bardzo miło, że był przy mnie w tym tak ważnym momencie mojego życia — mówi z uśmiechem. A może sama powinna zostać terapeutką? Taka myśl coraz częściej się pojawia, bo Magda dostaje liczne informacje od psychologów, że z powodzeniem mogłaby się tym zajmować. — To jeszcze nie przesądzone. Nie ośmieliłabym się być terapeutą, dopóki nie skończę własnej terapii. Gdyby jednak do tego doszło, najchętniej zajmowałabym się dziećmi — zaznacza. W takiej czy innej formie na pewno się tak stanie: za pięć miesięcy rodzina Magdy i Piotra ma się powiększyć.

Mocne wsparcie

— Wiara w Boga przy dobrze ukształtowanej religijności i zdrowym systemie wartości pomaga pacjentowi w leczeniu — przyznaje Hanna, psychoterapeutka z południa Polski (należy do tych, którzy swój światopogląd ujawniają dopiero spytani przez pacjenta, stąd pragnienie anonimowości). — Jeśli pacjent mówi, że Bóg jest dla niego ważny, że modlitwa mu pomaga, to ja go w tym wspieram. Ale mimo, że jestem osobą wierzącą, nie interpretuję tego w kategoriach duchowych, traktuję raczej jako psychologiczny zasób pacjenta, który może stanowić dla niego oparcie w dążeniu do zmiany. Zupełnie prywatnie, nie jako psychoterapeuta, modlę się za moich pacjentów, tak jak każdy wierzący modli się za ważne dla niego osoby i sprawy, ale to sfera mojej osobistej więzi z Bogiem — podkreśla. — Nie włączam takich elementów w obręb sesji terapeutycznej, nigdy sama nie zachęcam: „pomódl się za swoją terapię”. Dopiero jeśli pacjent mówi: „modliłem się za ciebie”, odpowiadam: „świetnie, rób to, jeśli ci pomaga”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Psychologia a duchowość

Ewa Kiedio

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?