Czytelnia

ks. Henryk Seweryniak

ks. Henryk Seweryniak, Samotność kapłańska, WIĘŹ 2004 nr 11.

Co bardziej rzutcy księża, szukając wyjścia z „samotności rozczarowania”, znajdują zajęcia zastępcze – zaczynają realizować się jako budowniczowie, terapeuci, instruktorzy, menadżerowie. Niekiedy są (często na zgoła dziwnych zasadach) zatrudniani w prywatnych szkołach wyższych, w których na przykład ksiądz profesor prowadzi zajęcia od rana do nocy w niedzielę, ale w planie uczelni nie ma przewidzianego ani czasu, ani miejsca na Eucharystię dla setek słuchaczy, w większości katolików. Wówczas nie bez słuszności co wrażliwsi świeccy – pracownicy i studenci – stawiają pytania o to, co ten ksiądz tu robi, czy choćby myśli o budzeniu w sercach wiary ewangelicznej, kiedy sam odprawia mszę świętą?

Do opisanej w tym rozdziale kwestii w interesujący sposób odnosi się Instrukcja Kongregacji do Spraw Duchowieństwa z 2002 roku, zatytułowana „Kapłan pasterz i przewodnik wspólnoty parafialnej”. W punkcie jedenastym mówi się w niej, że niektórzy kapłani po rozpoczęciu posługi z entuzjazmem pełnym ideałów popadają w zniechęcenie i rozczarowanie, graniczące z poczuciem klęski. Niekiedy, pod wpływem pełzającej sekularyzacji i pragmatyzmu, skłonni są mniemać, że ich posługa dotyczy życiowych peryferii. W pewnych regionach powstała nawet wieloraka, typowo świecka, typologia prezbiterów: od socjologa do terapeuty, od robotnika do polityka i menadżera... aż po księdza „emeryta”. W związku z tym – stwierdza się w Dokumencie (i naprawdę nie ma innej rady) – ksiądz wciąż musi uświadamiać sobie swoją tożsamość; to, że jest „nosicielem ontologicznej konsekracji”; że jej podstawą jest otrzymany w sakramencie święceń charakter, na którego podłożu rozwija się i przynosi owoce łaska pasterska. Dlatego prezbiter winien być w stanie czynić wszystko, co czyni, zawsze jako kapłan i nigdy nie zapominać, że jego posługa tkwi w samym sercu rzeczywistości, gdyż jest zdolna nieść światło, pojednanie i dokonywać odnowienia wszystkiego.

Samotność „wzniosłości”

Samotność przychodzi czasem jak klęska: zwyciężam, bo pokonuję siebie, ale na zgliszczach nie wyrasta już nic. Jest usychaniem, usychaniem laurowego wieńca.
(Marian Zawada OCD)

Samotność „wzniosłości” można opisać słowami takiego oto wyznania: jestem wezwany do wierności. Wierności górskiego szczytu. Samotnej wyspy. Dumnego dębu. Prowadzę pogłębione życie duchowe, odmawiam przykładnie brewiarz, zachowuję celibat, unikam sytuacji „dwuznacznych”, odprawiam rekolekcje. Nigdy się nie ugnę, nie zejdę z mojej drogi...

Niby wszystko jest w najlepszym porządku. A jednak współpracownicy i wspólnota parafialna odczuwają coraz większy chłód płynący od pasterza. Syndrom ten wynika z „ostrej koncentracji” na walce z grzechem, słabością, na szczegółowym rejestrowaniu i jednoznacznym napiętnowaniu wszelkiego typu „upadków” u innych. Występuje on zwykle w średnich pokoleniach kapłańskich. Można go także dostrzec u księży, którzy sparzyli się w życiu (romans, nałóg), lecz udało się im wyjść z podbramkowej sytuacji. Są zwycięzcami, ale takimi, którzy na zgliszczach już nic nie budują.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?