Czytelnia

ks. Henryk Seweryniak

ks. Henryk Seweryniak, Samotność kapłańska, WIĘŹ 2004 nr 11.

Samotność wzniosłości dotyka często tych nielicznych księży, którzy szli do kapłaństwa trochę z próżności, widząc w nim przede wszystkim nimb celebracji, szukając zaszczytów, licząc na podziw tłumów. Gdy oczekiwania się nie spełniły, w wieńcu ich życia zaczyna się usychanie laurowych liści, tak znakomicie opisane przez o. Zawadę. Stają się funkcjonariuszami – dobrze pełnią urzędową, przepisaną przez prawo rolę. Ale w kontaktach z innymi zaczyna przeważać oschłość, litera prawa, a oni sami zatapiają się w rzeczywistości wirtualnej: większość wolnego czasu pochłania im teraz urządzanie mieszkania, oglądanie telewizji, żeglowanie w internecie, podróże do dalekich, często egzotycznych krajów. Wirtualne stają się homilie, kazania, katechezy – zaczerpnięte z coraz bardziej dostępnych dzisiaj pomocy homiletycznych i katechetycznych, wyprane ze świadectwa. I wirtualna staje się przez to wszystko obecność we wspólnocie, choć na zewnątrz, w realnym świecie, taki ksiądz stwarza iluzję zabiegania, wiecznego zaaferowania, przytłoczenia ogromem zajęć, wynikających rzekomo z wielkości pełnionego urzędu. W oczach swoich parafian – mówi przywoływany już Dokument o formacji kapłańskiej i zakonnej II Synodu Plenarnego – jawi się nie jako człowiek Ducha i Bożego pokoju, lecz jako ktoś, kto się nieustannie spieszy. Jeszcze bardziej deprymująco działają na wiernych zamknięte drzwi plebanii.

Pośpiech, ucieczka za zamknięte drzwi, w rzeczywistość wirtualną... Jest to typ samotności, który łączy w sobie ból z bezsiłą. Wyrazem tego jest stosunkowo szybkie „obrastanie w tłuszcz” (problem jedzenia i sportu w życiu celibatariuszy to również problem wcale niebanalny). Choć taki ksiądz może mieć sporo pieniędzy, nie potrafi się nimi dzielić (jakże palącą potrzebą, również w tym kontekście, jest reforma systemu finansowego Kościoła w Polsce). Jego życie staje się egzystencją, w której brakuje już sił na świadectwo, bezinteresowność, inwencję. Zaczyna dominować „zabezpieczanie”, które niekiedy przybiera postać zbierania pieniędzy na później, na starość, budowania prywatnego domu itp.

Wyjście z tej sytuacji nazywa się od wieków tak samo – nawrócenie. W 2002 roku Jan Paweł II napisał do księży list o spowiadaniu. Dokonuje tam m.in. frapującej interpretacji sceny z Zacheuszem. Ukazuje go jako człowieka, który opuszcza wzniosłość swego urzędu, żeby zobaczyć Jezusa. W odpowiedzi słyszy: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu (Łk 19, 5). Mówiąc inaczej – „Zacheuszu, pozwól dotknąć się miłosierdziem. Nie wysyłaj mnie do hotelu, nie chciej mi budować jakiegoś nowego domu... Nie, otwórz swój dom, taki jaki jest, na przebaczającą Miłość, ona będzie działać”. Musiało to być – komentuje Papież – dla Zacheusza wstrząsające doświadczenie, kiedy został zawołany po imieniu. Jego imię w ustach wielu współmieszkańców było obarczone pogardą. Teraz słyszał je wymawiane z łagodnością, która nie tylko wyrażała zaufanie, ale też serdeczność, niemal potrzebę przyjaźni. Czując się traktowanym jak przyjaciel, jak syn – pisze dalej Jan Paweł II – Zacheusz zaczyna myśleć i zachowywać się jak syn i pokazuje to, na nowo odnajdując braci. Pod wpływem pełnego miłości spojrzenia Chrystusa jego serce otwiera się na miłość bliźniego. Od zamknięcia w sobie, które prowadziło go do wzbogacenia się bez zwracania uwagi na cierpienia innych, przechodzi do postawy pełnej otwartości.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?