Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Skrajnie twórcza działalność, Dyskutują: Marek Liciński, Krzysztof Liszcz i Marek Rymsza, WIĘŹ 2009 nr 7.

Z rodzicami dzieci z FAS, z którymi się spotykam, zawsze zaczynam rozmowę nie od tego, z jakimi problemami przychodzą, ale za co swoje dzieci cenią, co w nich podziwiają, co chcieliby w tym dziecku wspierać. Próbuję rozbudowywać ten kawałek dobra. To moja pasja. Z naszymi dziećmi udało nam się — coś w nich rozbudzić, również one w nas rozbudziły coś, czego być może w ogóle nie przeczuwaliśmy. Chciałbym, żeby to dalej pączkowało. Próbujemy być z żoną świadkami nadziei dla tych rodzin, które zmęczone i zniechęcone przychodzą do nas z myślą, że może by zrezygnować, poprosić sędziego rodzinnego o uwolnienie z podjętej funkcji. Jesteśmy taką żywą skamieliną świadczącą o tym, że temu, nie przeczę, również trudnemu zadaniu — można i warto sprostać. Nasze dzieci z wielkim powodzeniem się usamodzielniają. To też jest świadectwem dla innych. I co ważne można je oglądać nie na power poincie, ale w realnym życiu.

WIĘŹ: I to działa?

Liszcz: Czasem działa, a czasem nie. Niedawno powstało stowarzyszenie „Toruński Wirgiliusz” skupiające rodziców zastępczych, którym chcielibyśmy zaproponować grupy wsparcia, pomoc psychologiczną, prawniczą etc. Jednak do tego rodzaju działań brakuje nam profesjonalistów, którzy chcieliby na rzecz stowarzyszenia pracować wolontarystycznie albo jako najęci profesjonaliści.

Chcemy wspierać się nie tylko edukacyjnie, ale także towarzysko i osobowo — spędzamy razem czas, coś wspólnie organizujemy dla dzieci. Takie proste rzeczy są bardzo potrzebne. Budujemy krąg plemienny, ale do tego, aby mógł się rozwijać potrzebujemy tych czytelników WIĘZI, którzy są psychologami, ekonomistami, prawnikami i chcieliby wejść w te grupy i tam dobrze pomieszać.

WIĘŹ: Czym ich zachęcić?

Liciński: Pomaganie po prostu nam wszystkim się opłaca, bo razem możemy znacznie więcej niż każdy z nas indywidualnie. A co chyba jeszcze bardziej pociągające — pomaganie innym to działalność skrajnie twórcza, bo do każdego człowieka trzeba znaleźć inną drogę. I one właściwie nigdy się nie powtarzają. Każdy człowiek jest inny i każde spotkanie jest inne. A to stwarza konieczność nieustannego szukania, bo schematy są tu przeciwskuteczne. Dzięki temu, że mogę towarzyszyć bardzo wielu osobom, starając się widzieć świat od ich strony, mam szansę poznać wiele światów, do których sam nigdy bym nie dotarł. Takie doświadczenie prowadzi do wielu życiowych przewartościowań.

Liszcz: To prawda, ten rodzaj działania przewartościowuje myślenie, nieustannie odkrywa przed nami nowe światy. Kilka lat temu zainicjowałem program „Podopieczni dają wsparcie”. Chodziło o dwudziesto-, dwudziestokilkuletnie kobiety z upośledzeniem umysłowym, które próbowaliśmy wyciągnąć z warsztatu terapii zajęciowej i uczynić z nich osobiste asystentki, pomagające matkom małych dzieci z niesprawnościami ruchowymi. W programie udział wzięło sześć takich kobiet. Efekt był absolutnie niezwykły — uczestniczki programu okazały się bardzo pomocne, dzieci je pokochały. Same panie rozkwitły, odkryły swoją kobiecość, miały szansę choć w części zaspokoić swój instynkt macierzyński, który w ich przypadku nie ma szans realizacji. Zaczęły się ubierać w inne stroje niż dresy, zaczęły być kobietami.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Marek Rymsza

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?