Czytelnia

Ciało

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Katarzyna Jabłońska

Starość, czyli młodość, z Arturem Mnichem rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŹ 2005 nr 10.

Sam po czwartym roku studiów miałem okazję czegoś podobnego doświadczyć, dzięki spotkaniu z panem Olgierdem Domańskim — w latach siedemdziesiątych głośna była sprawa jego rodziny ze względu na walkę, jaką podjął wraz z żoną o edukację swojego głuchoniemego syna. Stał się dla mnie wzorem człowieka, który przeżył swoje życie pięknie i godnie. Takie życie mogło pociągać człowieka bardzo młodego, była w nim szlachetność i niezwykłość.

W tym starym już wówczas mężczyźnie znajdowałem rodzaj niezwykłej pasji. Kiedy jako sędziwy, osiemdziesięciodwuletni już człowiek płynął z Ameryki Południowej do Polski, czytał fascynującą książkę, o którą zagadnął go któregoś dnia kapitan statku. Opowiadał o niej tak zajmująco, że kapitan bardzo się książką zainteresował. Pan Domański poprosił więc o maszynę do pisania i podczas rejsu przepisał książkę w czterech egzemplarzach, a następnie podarował kapitanowi i innym oficerom. Jego geniusz polegał na tym, że po każdym spotkaniu z nim zawsze bolały mnie policzki, ponieważ cały czas rozmawiając byłem nieświadomie uśmiechnięty. Trzeba mieć bardzo duży entuzjazm wewnątrz, żeby coś takiego wywołać u młodego człowieka, który był przecież wobec wszystkiego i wszystkich bardzo krytyczny. Pana Domańskiego poznałem już po śmierci jego żony i syna Michała, doktora rehabilitacji (AWF), kiedy niepokoiło go pytanie: po co zostałem? Rozmawiając z nim i słuchając jego opowieści o życiu, doszedłem do wniosku, że został po to, żeby m.in. mnie to wszystko przekazać. Zmarł w wieku 93 lat.

W innym kierunku

Jaka pasja musiała być w Janie Pawle II, skoro zgromadził wokół siebie tak ogromne rzesze młodych w godzinie swojej śmierci. Papież dał nam lekcję nobilitacji śmierci. To wypłynęło w środowisku lekarskim — jednogłośnie, bez względu na to, czy był to człowiek wierzący, czy ateista — wszyscy mówili o nobilitacji śmierci. Jestem przekonany, że to zacznie procentować już w niedalekim czasie. Sam odbywając niedawno staż kliniczny z psychogeriatrii, czułem, że patrzę na pacjentów przez postać starego Papieża. Kiedy powiedziałem, że w ich trudnej starości widzę starość Jana Pawła II — miałem wrażenie, że czują się tym porównaniem nobilitowani i dowartościowani.

— Co takiego się stało, że trzeba nobilitować starość i śmierć?

— Doprowadziła do tego filozofia materialistyczna, która promuje sukces, zewnętrzność i kierowanie się odruchami. Grzeszy ona spłyceniem refleksji w spojrzeniu na świat i człowieka, brak w niej miejsca na dochodzenie przez trud do rozwiązań. Jan Paweł II, wspomagany siłą wielu ludzi, przeciwstawił się powierzchownej i zdegradowanej wizji człowieka i przywołał prawidłowy obraz starości i umierania.

— Jaki jest ten prawidłowy obraz?

— Kiedy człowiek nie umiera samotnie i kiedy jego starość nie oznacza opuszczenia przez innych oraz przymusowego wycofania się z życia. Starsi ludzie często sami wycofują się w samotność, nie pozwalają sobie pomóc. Jan Paweł II dążył oczywiście do momentów samotności, kiedy na przykład się modlił, jednak podczas umierania pozwolił sobie pomagać. I zrobił coś, co dla nas lekarzy jest bardzo ważną nauką — pokazał, że w medycynie również nie powinno się robić niczego na siłę. Zrezygnował z takiej pomocy medycznej, która nic by nie wniosła, a przywołał rodzinny model umierania. I pokazał światu medycyny, że to nie technika i szybkie działanie jest najważniejsze, ale czuwanie przy odchodzącym. Przypomniał, że nadszedł czas na pracę nad innym aspektem medycznym, nad formą opieki medycznej, jaka powinna być świadczona przewlekle chorym i osobom dobiegającym kresu życia. Ten obszar medycyny jest najbardziej zaniedbany.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Ciało

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?