Czytelnia
Przemiany współczesnego społeczeństwa
Andrzej Kaim SAC
Starsza pani w bidulu
Maria Donata Sitowska (1913-2009)
„Jeżeli chcielibyśmy w sposób realny przybliżyć sobie pojęcie miłości, to w tej trumnie leży Miłość” — tak ks. Józef Gwozdowski SAC żegnał Marię Donatę Sitowską, zmarłą w Wielki Czwartek, 9 kwietnia 2009 roku, w wieku 96 lat.
Od lat siedemdziesiątych po połowę lat dziewięćdziesiątych XX wieku była niezmordowaną rzeczniczką dzieci niechcianych z warszawskich i podwarszawskich domów dziecka, dzieci z rodzin patologicznych i trudnej młodzieży. Organizatorka wypoczynków świątecznych w Szczawnicy i wakacyjnych w Białce Tatrzańskiej dla dzieci sprawiających największe trudności wychowawcze i skazanych na wakacje w „bidulu”. Wyróżniona w 1998 r. przez Fundację Jacka Kuronia „Pomoc Społeczna” tytułem „Społecznik Roku”.
W tej pracy wspierali ją ludzie dobrej woli — młodzi wolontariusze z różnych środowisk, a także — w ramach formacji pastoralnej — pokolenia pallotyńskich „wujków” z pobliskiego Seminarium Duchownego w Ołtarzewie.
Ostatnie lata życia spędziła pod opieką swego chrzestnego syna na Mazurach, tam zmarła. Pogrzeb odbył się 22 kwietnia w Warszawie. Spoczęła w grobie rodzinnym na Cmentarzu Komunalnym na Powązkach (d. Wojskowym).
Pani Maria nie była rodowitą warszawianką, nie była jednak w stolicy postacią anonimową. Pokochała to miasto i dodała mu piękna tym, czemu poświęciła swoje dojrzałe życie.
Drogowskaz ze złamaną szczęką
Urodziła się 26 czerwca 1913 r. w Krościenku nad Dunajcem, w rodzinie inteligenckiej o szlacheckim rodowodzie, w której żywe były idee chrześcijańskiego humanizmu w duchu św. Franciszka Salezego. W szkole sądeckich urszulanek przyjęła drugie imię Donata (od łac. donatus — dar od Boga) jako znak wyboru drogi życiowej i program jej realizacji. Miastem jej młodości był Kraków. W czasie okupacji działała w konspiracji, brała udział w akcjach pomocy jeńcom hitlerowskiego więzienia na Montelupich. Po wojnie otrzymała skierowanie do pracy w Warszawie. Odtąd jej dalsze losy wiążą się ściśle ze stolicą. Pracowała w Ministerstwie Rolnictwa. W latach siedemdziesiątych przeszła na emeryturę i wróciła do swych młodzieńczych ideałów. Realizowała je skutecznie i w stopniu heroicznym przez trzydzieści lat!
Jej długie i pełne zapału życie to wielkie świadectwo tego, co dla niej było najważniejsze i najpiękniejsze, czemu bezgranicznie się oddała: służby Bogu, drugiemu człowiekowi, Kościołowi i Warszawie. Swoje powołanie realizowała przez obdarowywanie miłością niechcianych dzieci Warszawy. Dla wszystkich, którzy mieli szczęście ją spotkać, pozostaje znakiem bardziej ludzkiego wymiaru współczesnego świata, pięknym drogowskazem w najnowszej historii apostolatu świeckich w Kościele i postacią kluczową w poznaniu niewygodnej prawdy o codziennym życiu Warszawy.
Paraliżujący lękiem obraz warszawskiej patologii, zwłaszcza dziecięcego piekła, ożywiła ciepłą barwą bezinteresownej miłości i światłem nadziei. Rozpoczynała od pracy z gitowcami. Było to jeszcze w Krakowie i pozostała jej po tym etapie „pamiątka” — zniekształcona dolna szczęka, którą „na odczepnego” wybił jej jeden z chłopców. Chłopaki potem tego żałowali. Aby krzywdę naprawić, włamali się do sklepu jubilerskiego i wykradli dla cioci Sitowskiej piękne kolczyki.
1 2 3 4 następna strona