Czytelnia

Psychologia a duchowość

Jan Andrzej Kłoczowski OP, Sumienie a superego, czyli paradoksalna bliskość Tomasza z Akwinu i Freuda, WIĘŹ 2004 nr 2.

Sumienie jest więc aktem rozpoznania moralnej wartości czynu dokonywanego w konkretnej sytuacji i konkretnych okolicznościach. Sumienie jest aktem mojego własnego, praktycznego myślenia. Nie jest żadnym głosem, który do mnie przemawia. Ta definicja ma bardzo istotne znaczenie zarówno dla duszpasterza, jak i terapeuty. Jeden i drugi spotykają się z ludźmi, którzy przeżywają trudności i słyszą w sobie po parę głosów na raz. Czują się zdezorientowani, nie wiedząc, za którym pójść. Często owe głosy są wydawane przez poczucie niespełnionego oczekiwania. Na przykład może być tak, że matka chciała, żeby jej córka studiowała budownictwo lądowe, a ona wybrała psychologię. Matka ma jej to za złe. Studiując psychologię dziewczyna ma przez cały czas poczucie winy, bo nie spełniła oczekiwań i tkwi ono w niej głęboko. Dręczą ją nocne koszmary, a przed wyjazdem na weekend do domu budzi się chora. Poczucie winy nie jest głosem sumienia. Sumienie jest głosem rozumu praktycznego, który ma osądzać również i poczucie winy.

Człowiek nie żyje po to, aby spełniać oczekiwania innych, bo każdy z nas może wymienić co najmniej kilka takich oczekiwań, które mogą pozostawać ze sobą w sprzeczności. Mogę spełnić najwyżej tylko jedno z nich. I wtedy pojawia się poczucie winy wynikające z niespełnienia czyichś oczekiwań.

W tym sensie uważam, że Freud genialnie potrafił opisać owo poczucie winy jako superego, czyli uwewnętrznione oczekiwania innych ludzi w stosunku do mnie.

Sumienie, w myśl klasycznej doktryny, jest jednak czymś innym. Sądzę, że w praktyce pomocy zarówno duchowej, niezależnej od wyznania, jak i terapeutycznej, bardzo istotna jest umiejętność rozróżnienia i rozdzielenia tych dwóch rzeczy.

Spotkałem się kiedyś z próbą zestawienia głosu sumienia z głosem superego. Czym kieruje się człowiek posłuszny głosowi superego? Przede wszystkim chce aprobaty autorytetu. Chce zostać zaaprobowany, bo trudno mu zaaprobować samego siebie z powodu niskiej samooceny. Pragnie czerpać wiedzę o sobie i poczucie własnej wartości z aprobaty autorytetu. Posłuszeństwo wobec superego powoduje nie tyle egoizm, co egocentryzm.

Nie jestem zwolennikiem podziału na egoizm i altruizm, wprowadzonego przez francuskiego pozytywistę Augusta Comte’a. Sądzę, że znacznie rozsądniejsze jest sformułowanie ewangeliczne: miłuj bliźniego jak siebie samego. Trzeba kochać siebie. Kto nie umie kochać siebie, nie może też kochać innego. Kto nie kocha siebie, jest wielkim egocentrykiem. Największymi egocentrykami są ludzie emocjonalnie powikłani, którzy przez cały czas zajmują się tylko sobą i jeszcze wciągają w to innych.

Natomiast człowiek dojrzały, kierujący się sądami sumienia, a nie poczuciem winy, jest nastawiony twórczo, na dawanie. Stąd podkreślana przez wszystkich teoretyków terapii konieczność rozświetlania egzystencji – mówiąc językiem Jaspersa – przez samego terapeutę. Jeżeli terapeuta sam jest powikłanym emocjonalnie egocentrykiem, to nie może nikomu pomóc. Ranimy najbardziej naszymi ranami. Superego powoduje skupienie się na sobie i na swoim poczuciu winy. Człowiekowi ogarniętemu poczuciem winy odbiera ono siłę do twórczego życia. Podczas gdy człowiek kierujący się sumieniem będzie przede wszystkim skoncentrowany na dobru, na tworzeniu. Dla człowieka ogarniętego poczuciem winy charakterystyczne jest niezadowolenie z siebie. W tym przypadku ma to niewiele wspólnego z jakąś autentyczną oceną.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Psychologia a duchowość

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?