Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła

Świat według Jurka
Na marginesie wywiadu z Jerzym Owsiakiem

Redakcja „Więzi” poprosiła mnie o skomentowanie wywiadu z Jerzym Owsiakiem zamieszczonego w czerwcowym numerze miesięcznika. Ostatecznie zgodziłem się na tę prośbę właściwie dopiero wtedy, gdy dowiedziałem się o odwołaniu tegorocznego Przystanku Woodstock, jaki miał odbyć się w Lęborku. Decyzja ta była istotna z dwóch względów. Po pierwsze – co bardzo ważne – Woodstock nie został w tym roku odwołany z powodu, mówiąc ogólnie, Kościoła. Po wtóre, żaden konflikt między Przystankami w tym roku już nie będzie mógł się pojawić. Jak bowiem znam życie, jeśli w Lęborku byłby Przystanek Woodstock, byliby tam również ewangelizatorzy, i nie wiadomo, czy znów do jakiejś - mówiąc delikatnie – przepychanki by nie doszło. W obecnej sytuacji można zatem spojrzeć na problem z perspektywy czasu jako na rzeczywistość minioną i przynajmniej na razie - zamkniętą.


Do tablicy wywołał mnie poza tym sam Jurek Owsiak, wymieniając mnie w wywiadzie z imienia i nazwiska. Pomyślałem więc sobie (może dość niepokornie?), że być może Jurek zechce przyjąć kilka uwag od kogoś, o kim sam powiedział, że to „bardzo mądry człowiek”.

Razem czy osobno?

Zacznijmy więc od początku. O co poszło w sporze z Przystankiem Jezus? Owsiak mówi, że poszło tylko i wyłącznie o stronę techniczną, o trudności w porozumieniu się między nami. I byłoby dobrze, gdyby tak było. Było jednak inaczej. Poszło o pryncypia, o fundament, o samą rację istnienia. Wszystko, o czym mówi Jurek: zdjęcie na ulotce, zastrzeżenia do poziomu organizacji Przystanku Jezus, trudności w komunikacji i wiele innych kwestii sygnalizowanych tu i ówdzie, to tematy zastępcze.


W rozmowie telefonicznej, którą odbyłem z szefem Orkiestry na kilka dni przed ubiegłorocznym Woodstockiem, powiedziałem mu, że najwyższy czas przestać rozmawiać o podpunktach 5c i 7g, a przejść do zasadniczego pytania – czy według niego jesteśmy w ogóle na tym Przystanku potrzebni. Ja go rozumiem i próbuję rzecz zobaczyć tak, jak on to widzi. Jurek wymyślił sobie festiwal, a ktoś się pod tę imprezę podpina. I to ktoś, kto się jawnie dystansuje do tego, co na tej imprezie się wydarza. Ktoś, kto nie chce w związku z tym zrezygnować z własnej, daleko posuniętej organizacyjnej niezależności.


Tak to wygląda z jego strony. A z naszej? Aby na to odpowiedzieć, trzeba powrócić do pytania, czym jest Przystanek Jezus, a właściwie czym był Przystanek Jezus - Żary AD 1999. Przypomnijmy. Przystanek był tylko i wyłącznie inicjatywą ewangelizacyjną. Jego celem było więc głoszenie Ewangelii tym, którzy jej nie znają, znają ją za mało, bądź o niej zapomnieli. Należało to robić w różny sposób: śpiewając, modląc się, mieszkając razem, milcząc, dając chleb, pomagając tym, którzy tej pomocy potrzebowali, rozmawiając - po prostu będąc. Takie było zadanie ewangelizatorów. Wszystko to wymagało oczywiście i organizacji, i zaplecza, i niezależności. Jurek był gotów nas przyjąć – to prawda, ale na swoich warunkach, co jest skądinąd zrozumiałe. My jednak na wszystko zgodzić się nie mogliśmy. Nie mogliśmy zaakceptować rozwiązań, które sprawiałyby wrażenie, że Przystanek Jezus jest integralną, zależną częścią festiwalu Przystanek Woodstock. Dlatego też dochodziło między nami do spięć i ostatecznego rozstania. W końcu trzeba było uznać, że jest nam „nie po drodze” (zainteresowanych naszymi rozmowami z Jurkiem Owsiakiem, które odbyły się w lutym, odsyłam do mojego tekstu pt. „Dwa Przystanki, dwa żywioły” zamieszczonego w sierpniowym wydaniu miesięcznika „W drodze”).

Spod znaku „Jezusa”

1 2 3 4 5 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?