Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Syndrom kapłańskiego wypalenia, WIĘŹ 2007 nr 8-9.

Mam wrażenie, że na naszych oczach dokonuje się bardzo radykalna reinterpretacja owej teologicznej świadomości. Ostatnie, głośne medialnie odejścia kilku kapłanów – choć może nie jest tak w ich zamiarze – wytwarzają przekonanie, że kapłanem wcale nie trzeba być in aeternum, na wieki. Wspomniany już Bielawski pisze, że ci którzy wstępują do kościelnych instytucji, powinni wiedzieć, że pewnego dnia także oni mogą spotkać się z odejściem, także im może przydarzyć się odejście. Kto podejmuje ryzyko wstąpienia, podejmuje też ryzyko odejścia. Odejścia – cokolwiek to znaczy – się zdarzają, to pewne, ale czy z tego faktu można wyciągnąć wniosek, iż wstąpienie i odejście rzeczywiście niosą w sobie tę samą – że tak powiem – normalność?

Psychologia sutanny

Jednym z celów formacji seminaryjnej jest wytworzenie u kandydata do kapłaństwa teologicznej świadomości, iż z chwilą święceń staje się kimś diametralnie innym. Oczywiście, ową inność sakramentalną, którą nazywamy charakterem, kandydat osiąga już w momencie przyjęcia sakramentu święceń w stopniu diakona, ale objawia się ona z całą mocą dopiero przy święceniach prezbiteratu. Chciałbym tutaj podkreślić słowo „dopiero”. Przyglądając się formacji seminaryjnej, odnoszę bowiem wrażenie – być może mylne – że ta świadomość rodzi się zbyt wcześnie, co więcej – rodzi się ona w niewłaściwym kształcie. W ciągu procesu formacji seminaryjnej może się zdarzyć, iż o wiele większy nacisk położy się na psychologiczną i społeczną rolę i tożsamość kandydata do kapłaństwa niż na jego tożsamość teologiczną. Co więcej, tożsamość społeczna i psychologiczna uprzedzają jego teologiczną samoświadomość wynikająca z sakramentu święceń. Mówiąc prościej – kleryk czuje się księdzem, zanim księdzem zostanie.

Przykładem tego procesu jest według mnie kwestia obłóczyn i stroju duchownego, który – jak wiemy – nie łączy się z żadną zmianą natury teologicznej czy prawnej. Kleryk nie staje się przez przyjęcie sutanny ani „trochę księdzem”, ani członkiem stanu duchownego, ani też nie otrzymuje automatycznie żadnej posługi. Przyjęcie sutanny pozwala mu jednak wejść w „rolę” księdza. Tak będzie nazywany i tak przez wielu będzie odbierany. Jeśli nie w pełni jako ksiądz, to przynajmniej już jako osoba duchowna, poświęcona, przynależąca do innego stanu – inna.

„Inność” natury teologicznej i sakramentalnej zostaje więc uprzedzona „innością” natury społecznej i psychologicznej. Nie wiem, czy nie należałoby przemyśleć raz jeszcze tego, na jakim etapie formacji seminaryjnej kleryk powinien przywdziewać strój duchowny. Obecnie – w seminariach diecezjalnych – czyni to mniej więcej w połowie formacji, co jest, moim zdaniem, albo za wcześnie, albo za późno. Przyjęcie stroju duchownego na początku formacji – tak jak się to dzieje w zakonach – pozwala na szybsze „przyzwyczajenie się” do niego, a także nabrania do niego właściwego dystansu, który z czasem uświadomi kandydatowi, że sutanna to tylko zewnętrzny znak rozpoznawczy i że – jak wiadomo – nie habit czyni mnichem. Przyjęcie zaś sutanny de facto na zakończenie formacji, a więc wraz ze święceniem diakonatu, oznaczałoby wreszcie to, co oznacza, a więc odmienność stanu i stroju duchownego.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?