Czytelnia

Zbigniew Nosowski

Zbigniew Nosowski, Synod Biskupów widziany z góry, WIĘŹ 2001 nr 12.

W wielu posynodalnych reakcjach prasowych komentatorzy nadal obstają przy swoim. Liberalni katolicy (np. w „The Tablet”) rozpaczają, że wprowadzenie pojęcia komunii jest dowodem klęski reformatorów, bo przecież komunia to tylko inny wyraz rzymskiego centralizmu. Konserwatyści (np. w „Inside the Vatican”) nadal alarmują zaś, że zwolennicy reform domagają się zwiększenia liczby papieży (każdy biskup byłby dla siebie „papieżem” — taki miałby być praktyczny efekt decentralizacji). Pierwsi wiwatują, że najwięcej głosów z Europejczyków w wyborach do Rady Posynodalnej otrzymał kard. Godfried Danneels z Brukseli. Drudzy cieszą się, że mniej aktywnie uczestniczył w obradach kard. Carlo Maria Martini (Mediolan), zaś kardynałowie Joseph Ratzinger i Joachim Meisner (Kolonia) zostali nagrodzeni najbardziej rzęsistymi oklaskami przez ojców synodalnych.

Faktycznie, wyglądało to nieco inaczej. Oklaski w auli synodalnej otrzymywali zarówno zwolennicy reform, jak i obrońcy status quo. W wyborach do Rady Posynodalnej dużo popularniejsi od Europejczyków byli dwaj Nigeryjczycy, Filipińczyk, Amerykanin i Argentyńczyk: kard. Francis Arinze, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego; abp John Olorunfemi Onaiyekan z Abudży, przewodniczący nigeryjskiej konferencji episkopatu; abp Orlando Quevedo z Cotabato, przewodniczący filipińskiej konferencji episkopatu; kard. Francis George z Chicago; kard. Jorge Mario Bergoglio z Buenos Aires, zastępca relatora generalnego tego Synodu. Zresztą trudno jakiekolwiek spekulacje personalne opierać na faktach. Wyniki synodalnego głosowania dowodzą bowiem, że nie ma wyraźnych liderów światowego episkopatu — żaden z biskupów nie uzyskał w pierwszym głosowaniu bezwzględnej większości głosów (ponad 50 procent).

Rozwój wielu spraw może wyglądać w przyszłości inaczej niż przewidują to katoliccy komentatorzy dążący raczej do wzmocnienia pozycji „swojej frakcji” czy poszukujący argumentów dla poparcia z góry założonej tezy. Jeśli Kościół będzie autentycznie „domem i szkołą komunii”, to z pewnością ucieszą się z tego zarówno kard. Danneels (który twierdzi, że potrzebni są i silny papież, i silne kolegium biskupów), jak i kard. Ratzinger (który przestrzegał, by Kościół nie zajmował się zbytnio samym sobą, lecz głoszeniem Dobrej Nowiny o Jezusie).

Gdzie jest nadzieja?

Przestroga ta wydaje się istotna. Temat tegorocznego Synodu brzmiał: „Biskup - sługa Ewangelii Jezusa Chrystusa dla nadziei świata”. Jednak o tytułowej nadziei mówiono w sumie bardzo niewiele (o ten wymiar synodalnej refleksji konsekwentnie upominał się abp Muszyński). Zdecydowanie więcej uwagi poświęcono problemom „wewnątrzkościelnym”: duchowości i kolegialności. A przecież po 11 września, gdy w gruzach legły marzenia o pokojowym świecie — mówił Filipińczyk, abp Leonardo Legaspi — światu na nowo potrzebne są gaudium et spes. Potrzebny jest znak, że dzisiejsi biskupi nie utracili radości, nadziei, entuzjazmu i zapału biskupów II Soboru Watykańskiego. Takim sygnałem miało być orędzie Synodu skierowane do wiernych i opinii światowej. Jest ono jednak zbyt luźno związane z tematyką obrad Synodu, napisane zostało dość niemrawo i nie wywołało większego rozgłosu.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Zbigniew Nosowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?