Czytelnia

Benedykt XVI

ks. Henryk Seweryniak

ks. Henryk Seweryniak, Nieświęta świętość Kościoła. Teologia Josepha Ratzingera, WIĘŹ 2005 nr 7.

Są i tacy „alergicy”, którzy uważają, że Kardynał zatracił wrażliwość na współczesne prądy ideowe. Najpierw na prąd posoborowy, w którym poszukiwano „decentralizacji” Kościoła poprzez przywrócenie znaczenia episkopatowi i synodalności. Wielu miało wtedy w pamięci ubranego w ciemny garnitur i krawat teologa, eksperta soborowego, bliskiego kolegę Karla Rahnera i Hansa Künga, który w pewnym momencie porzuca pismo „Concilium” i dołącza do założycieli „Communio”. Jeśli jednak porównać dzisiejszą teologię Künga i jego oceny pontyfikatu Jana Pawła II, nużące swoją banalnością i powtarzaniem starych zarzutów, a także losy „Concilium”, z osiągnięciami nurtu reprezentowanego przez Ratzingera, Christopha Schönborna, Angelo Scolę czy naszego Jacka Salija, widać, jak mądre było to – dokonane już we wczesnych latach siedemdziesiątych – dookreślenie miejsca swojej teologii przez obecnego Papieża.

W latach osiemdziesiątych jeszcze mocniej na ocenie myśli teologicznej Josepha Ratzingera w Niemczech, a także w pewnej części teologii latynoamerykańskiej, zaważyła tendencja, w której jako konstytutywny autorytet teologii widzi się nie Biblię, nie Tradycję, ale człowieka cierpiącego. Jak wiadomo, jest to jedna z tez nowej teologii politycznej i kard. Ratzinger był z niej „przepytywany” podczas spotkania zorganizowanego w 1998 r. z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin Johanna Baptista Metza. Odpowiadając, watykański gość ukazywał sztuczność takiego rozróżnienia autorytetów i podkreślał troskę Jana Pawła II o autentyczną realizację „opcji na rzecz ubogich”.

W Polsce zazwyczaj nie podzielaliśmy alergii licznych naszych kolegów z Zachodu. Choć zdarzały się i zdarzają pewne „odpryski”: bodaj trzy lata temu uczestniczyłem na jednej z naszych uczelni kościelnych w obronie doktoratu, którego autor zaliczał pisma Ratzingera do „eurocentrycznego” i „dedukcyjnego” nurtu teologii, przegrywającego w konfrontacji z „policentrycznym” nurtem Johanna Baptista Metza i Leonarda Boffa. Z drugiej strony niektóre nasze środowiska konserwatywne próbują zawłaszczyć myśl teologiczną Ratzingera, która – w moim przekonaniu – wymyka się uproszczonym schematom w rodzaju „konserwatyzm-progresizm”, „augustynizm-tomizm”. W pismach autora „Wprowadzenia w chrześcijaństwo” znaleźć można tyleż odniesień do Augustyna z Hippony czy Bonawentury, co do Tomasza z Akwinu, a metodzie historycznej towarzyszy precyzyjne myślenie systematyzujące. Dlatego sądzę, że styl jego teologii najlepiej oddaje coś, co on sam opisywał terminem Romana Guardiniego jako „esencjalizację”: ukierunkowanie na istotę i dążenie do prostoty, by mogły się ukazać rzeczywiście trwałe elementy chrześcijaństwa – pytania o Boga, zbawienie, nadzieję, życie, sprawy doniosłe pod względem etycznym.

„Kościół nie jest nasz, lecz Jego”

Joseph Ratzinger rozumie „esencjalizację” nie tylko jako pewną funkcję teologii, ale jako zadanie całego Kościoła, który winien koncentrować się nie na swoich problemach, lecz na Bogu jako Stwórcy i Logosie; na Bogu w Jezusie Chrystusie; na Bogu, którego się doświadcza i przed którym pozostaje się odpowiedzialnym. Od swoich najwcześniejszych pism aż po najnowsze kładzie nacisk na to, że religia nie jest tylko terapią, lekarstwem, ale przede wszystkim odpowiedzią na wezwanie Boże, na które składa się także zachowanie przykazań. Zarzuca współczesnym ruchom intelektualnym, że z uzasadnioną pasją walczą ze zanieczyszczeniem środowiska, ale nie zwracają uwagi na zanieczyszczenie ludzkiej psychiki i na to, byśmy mogli oddychać duchem jak prawdziwie ludzkie istoty.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Benedykt XVI

ks. Henryk Seweryniak

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?