Czytelnia

Liturgia

Krzysztof Jankowiak

Tęsknota za liturgią naprawdę odnowioną

„Przywiozłam tutaj moją mamę, aby pokazać jej, że Msza święta może trwać półtorej godziny i nikt się nie będzie nudził”. To zdanie usłyszałem w ubiegłym miesiącu na dniu skupienia dla rodzin z Ruchu Światło–Życie. Było najlepszym świadectwem, jakim przeżyciem może być liturgia – odprawiona starannie, według wszelkich zasad jej posoborowej odnowy.

Ze smutkiem stwierdzam, że dziś coraz częściej posoborowa odnowa liturgiczna jest podważana. Nie dostrzega się dobra, jakie przyniosła albo się je umniejsza. Pojawiają się tęsknoty za dawną liturgią; co charakterystyczne, z reguły formułowane przez ludzi, którzy tej liturgii już nie pamiętają.

Taką wymowę miała również dyskusja „Czy potrzebna jest reforma reformy?”, opublikowana w grudniowym numerze „Więzi”. Choć jej uczestnicy różnili się nieco poglądami, powstaje wrażenie, że właściwie wszyscy, w większym lub mniejszym stopniu, wzdychali do tego, co było kiedyś – zwłaszcza Paweł Milcarek i o. Tomasz Kwiecień.

Niechciana cisza

Czy jest do czego wzdychać? Czym może przyciągać Msza, w której ksiądz po cichu odmawia modlitwy przy ołtarzu, organista intonuje pieśni zupełnie niezwiązane z tym, co na ołtarzu się dzieje, a wierni w tym czasie odmawiają różaniec? Ja również nie pamiętam liturgii przedsoborowej, ale taki właśnie jej obraz przekazali mi moi bliscy. Wiem, że można było odprawiać ją inaczej (było rozróżnienie na „Msze ciche” i „śpiewane”), ale codzienność wyglądała dokładnie tak. A podczas Mszy uroczystych zabraniano świeckim odpowiadać na wezwania kapłana (wspomina o tym prof. Stefan Swieżawski w książce „Kontemplacja i zdradzony świat”).

Odwoływanie się do praktyki, a nie do teoretycznych założeń, jest o tyle istotne, że gdy mówi się dziś o wadach liturgii odnowionej, pojawiają się odwołania do praktyki jej celebrowania. Natomiast wspominając dawną liturgię, zupełnie tę praktykę się pomija.

Podobnie jest we wspomnianej dyskusji. Wprawdzie w kilku momentach jej uczestnicy zwracają uwagę na różnicę między tym, co jest praktyką, a tym, co wynika z przepisów liturgicznych; są to jednak nieliczne wyjątki. Nie chcę szczegółowo tej dyskusji omawiać, wskażę tylko kilka najbardziej uderzających dla mnie przykładów.

Paweł Milcarek zarzuca, że posoborowa liturgia jest przegadana, wskazuje na zniknięcie ciszy w czasie kanonu. W odpowiedzi na to o. Kwiecień podaje, że w klasztorach dominikańskich celebruje się Triduum Paschalne bez żadnych komentarzy. A przecież aż narzucałoby się zwrócenie w tym miejscu uwagi na to, że posoborowe przepisy liturgiczne wymagają zachowania w wielu miejscach ciszy – co najczęściej nie jest przestrzegane.

Zamiast więc chwalić się brakiem komentarzy, należałoby zrobić rachunek sumienia: czy jest zachowywana cisza po homilii, czy jest czas ciszy po zakończeniu Komunii świętej, czy są chwile ciszy po wezwaniach „Módlmy się”, czy następuje moment uspokojenia przed rozpoczęciem dialogu przed prefacją i przed Ojcze Nasz? Można pójść jeszcze dalej – zapytać na przykład o pieśń na uwielbienie, co istotne, śpiewaną po zakończeniu puryfikacji. To tylko przykładowe momenty „zwalniania tempa” Eucharystii, nadawania jej charakteru kontemplacyjnego. Problem nie leży w komentarzach, tylko w tym, że wprowadzając dodatkowe słowa, pominięto wymaganą przez liturgię ciszę i kontemplację.

1 2 3 4 następna strona

Liturgia

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?