Czytelnia

Kobieta

Margaret O'Brien Steinfels, Trudności nowego feminizmu, WIĘŹ 1998 nr 1.

Ta „kultura narzekania” wskazuje na jeszcze jedną sprzeczność, tkwiącą w ruchu walczącym o równouprawnienie kobiet. Kobiety chciały równości, sprawiedliwości, uczciwości i autonomii, chciały w pełni uczest­niczyć w życiu społeczeństwa, oczekiwały poszanowania dla własnych, samodzielnych wyborów i decyzji, dotyczących tak rodziny, jak i kariery zawodowej. To oznaczało, że powinny być one postrzegane jako osoby zdolne do podejmowania wyborów moralnych. Powinny zatem zachowy­wać się tak jak mężczyźni (czy też raczej, jak mężczyźni sądzą, że się zachowują) – w sposób w pełni odpowiedzialny i przewidywalny dokony­wać wyborów życiowych, wykorzystywać własne talenty, umiejętności i możliwości.

W retorykę i taktykę polityczną całego ruchu coraz silniej wpisywany był obraz kobiety jako ofiary. Kobiety, oczywiście, czasami są ofiarami i potrzebują pomocy czy ochrony. Jeśli jednak ruch społeczny dąży do autonomii, równości i swobody wyboru, a zarazem odwołuje się do syn­dromu prześladowanej ofiary – nie stosuje uczciwej argumentacji. Osta­tecznie bowiem nie jest on w stanie rozróżnić pomiędzy byciem ofiarą, a byciem osobą odpowiedzialną za siebie. Kobiety, które postrzegają sie­bie jako ofiary, nigdy nie będą w stanie dostrzec, że ktoś może być bar­dziej narażony na zranienie niż one same. Zatem, kiedy trzeba wprost zająć jasne moralnie, odpowiedzialne stanowisko w kwestiach takich jak aborcja czy ciąże nastolatek, ruch kobiecy ma żałośnie mało do zapro­ponowania. Dzieje się tak dlatego, że ciągle postrzega on kobiety jako ofiary, a nie jako moralnie odpowiedzialne za siebie osoby ludzkie.

Elizabeth Fox-Genovese pokazuje w swej książce, do jakiego stopnia rzeczniczki feminizmu straciły kontakt z życiem zwyczajnych kobiet, pracujących i wychowujących dzieci. Te ostatnie mają często wrażenie, że ich prawa – do pracy, do wychowywania samotnie dzieci, do gotowania, sprzątania i robienia wszystkich innych rzeczy niezbędnych na tym świecie – są dla nich raczej pułapką niż wyzwoleniem.

Muszę wreszcie dodać, że w dzisiejszym ruchu kobiecym brakuje wol­ności myśli. Nie można swobodnie rozmawiać o feminizmie. Nie można go krytykować. Nawet same kobiety muszą przejść serię swoistych prób lojalności, by ruch kobiecy chciał je wysłuchać.

Oczywiste jest zatem, że jeśli ktoś nie lubił starego feminizmu za jego kult kobiety-ofiary, za dystansowanie się od życia przeciętnych kobiet oraz za dogmatyzm, nie zaaprobuje żadnego nowego feminizmu, który hołdowałby takim samym skłonnościom.

Kościół gwarantem wiarygodności nowego feminizmu?

Jeśli stary feminizm stracił wiarygodność w oczach wielu kobiet, to dlaczego nowy feminizm miałby okazać się wiarygodny? Zapytam wprost – dlaczego uważamy, że nowy feminizm będzie wiarygodny, uzyskawszy wsparcie ze strony Kościoła katolickiego?

Powyżej wskazałam już, że rzeczywisty wpływ Kościoła na życie ko­biet jest bardziej korzystny niż kościelna teoria. Odnosi się to szczególnie do Stanów Zjednoczonych. Wielkie zasługi ma tu system szkół ka­tolickich, w których chłopców i dziewczęta traktowano jednakowo – jako osoby tak samo pojętne, obdarzone takimi samy­mi zdolnościami i kompetencjami. Równie ważną funkcję spełniały żeńskie college'e, w których obowiązywał taki sam poziom jak w męskich. Pomimo to nauczanie Kościoła i teologia wciąż nie zdołały ogarnąć zasadniczej zmiany roli ko­biety w Kościele i w społeczeństwie. Wierzę, że wreszcie to nastąpi.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?