Czytelnia

Grzegorz Pac

Grzegorz Pac, Tu nie skansen. Kaszubski rock, białoruski punk, ukraińska nowa fala..., WIĘŹ 2007 nr 4.

Inny jest przypadek polskich zespołów, które zyskały dużą popularność wśród szerokiego odbiorcy, grając i śpiewając folk inspirowany tradycyjną muzyką ukraińską i łemkowską, takich jak choćby Werchowyna. Ich powstanie na początku lat dziewięćdziesiątych było swego rodzaju paradoksem, gdyż o podobnych zespołach ukraińskich było wtedy jeszcze głucho. „Istniały już zespoły łemkowskie, ale raczej nieznane poza środowiskiem samych Łemków – precyzuje Tadeusz Konador, od początku związany z Werchowyną.– Dopiero pojawienie się Orkiestry św. Mikołaja, a potem Werchowyny, Chudoby i Drewutni spopularyzowało repertuar ukraińsko-łemkowski”.


Prowadziło to zresztą niekiedy do zaskakujących sytuacji. Oto sami Łemkowie chętnie zapraszali te polskie zespoły na swoje imprezy, na doroczne Łemkowskie Watry. „Łemkowie uczyli się od nas, Polaków, łemkowskich piosenek. Jak robiliśmy błędy, bardzo się złościli – wspomina Konador – bo okazywało się, że gdy myśmy coś źle zaśpiewali, źle zaakcentowali, to potem Łemkowie też śpiewali z błędem. Piotr Trochanowski, szef zespołu Łemkowyna aż się trząsł, więc musieliśmy bardzo uważać”.


To właśnie ożywienie polskiej sceny folkowej i zainteresowanie Polaków bliższą tradycji muzyką ukraińską wpłynęło na zmianę profilu zespołów tworzonych przez samych członków mniejszości. „Ukraińcy grali rocka, a ktoś inny interpretował ich folklor na swoją modłę. To nie pozostało bez wpływu, zaczęło się pozytywne iskrzenie – wspomina Nakonieczny. – Ale te nowe zespoły twórczo przetwarzały folklor – to już nie były przyśpiewki. One szukały swego miejsca na scenie muzycznej Polski. Tak powstały: Horpyna, Berkut czy najlepszy z nich – Chutir”. Dziś to ten rodzaj muzyki dominuje na ukraińskiej scenie muzycznej w Polsce – punk czy hard core to już raczej przeszłość.

Konkurencja znad Dniepru

Niewątpliwie jest jeszcze jeden powód, dla którego zainteresowanie ostrym brzmieniem w wykonaniu przedstawicieli mniejszości mogło opaść. Tę część sceny muzycznej zapełniły intensywnie rozwijające się grupy zza wschodniej granicy. Pozostaje bowiem pytaniem, czy wobec tak częstej w Polsce obecności zespołów z Białorusi (które zresztą w ojczyźnie nie mogą często koncertować), czy względnie dużej dostępności płyt zespołów z Ukrainy, które niewątpliwie są bliżej głównego centrum swej kultury i które niejednokrotnie są po prostu lepsze, pojęcie współczesnej kultury mniejszości ma jeszcze jakieś znaczenie?


Nakonieczny tłumaczy: „kiedy na Ukrainie zaczęła się odradzać kultura, to grać zaczęło tyle świetnych kapel, że u nas musiałyby się pojawić wybitne osobowości, aby mogło powstać coś na podobnym poziomie. Diaspora ma ograniczone możliwości kreowania pewnych zjawisk. Większość zespołów tworzonych przez mniejszości zawsze będzie odpowiednikiem grup disco polo – takich, które można zaprosić na jakąś zabawę czy lokalną imprezę. To jest zresztą wizytówką kultury diaspory na całym świecie”. Nic dziwnego, że sam Nakonieczny od początku lat dziewięćdziesiątych dużo bardziej interesuje się ukraińską sceną muzyczną nad Dnieprem niż tą nad Wisłą.


poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Grzegorz Pac

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?