Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Bogumiła Berdychowska

Bogumiła Berdychowska, Ukraina znów na rozdrożu?, WIĘŹ 2007 nr 5.

Bardzo poważny kryzys przeżywają główne instytucje państwowe, które powinny odgrywać zasadniczą rolę w rozwiązaniu zasadniczego sporu o konstytucyjność działań prezydenta oraz ewentualne rozpisanie nowych wyborów. Chodzi przede wszystkim o Sąd Konstytucyjny, który winien być ostatecznym i wiarygodnym arbitrem w obecnym sporze politycznym, a powszechnie oskarżany jest o uleganie naciskom politycznym i korupcji. Warto podkreślić, że oskarżenia tego rodzaju płyną i z obozu prezydenckiego, i ze strony zwolenników premiera. Gdyby poważnie traktować te głosy, oznaczałoby to, iż każda ze stron sporu korumpuje pewną część sędziów Sądu Konstytucyjnego. Można stwierdzić, że wszyscy jego sędziowie są skorumpowani, ale bardziej prawdopodobna jest teza, iż powszechne podważanie wiarygodności Sądu ma na celu zakwestionowanie jego orzeczenia w sprawie zgodności z konstytucją dekretu prezydenta Juszczenki. Mówiąc prościej: żadna ze stron konfliktu nie ma i nie miała zamiaru uznać wyroku Sądu. Najzwięźlej ujęła to Julia Tymoszenko: „Dlaczego polegamy na tym skompromitowanym Sądzie i powierzamy los Ukrainy niektórym sędziom, którzy pod togą nie mają nic oprócz korupcji?” W tej sytuacji trudno przypuszczać, by orzeczenie Sądu Konstytucyjnego mogło rzeczywiście przeciąć obecny kryzys na Ukrainie. Pomijając interes polityczny, jakim jest podważenie orzeczenia przez tę stronę, która przegra, pozostaje zupełnie realny problem nieprecyzyjności sformułowań tzw. reformy konstytucyjnej, na której podstawie orzeka Sąd Konstytucyjny.

Następna instytucja, której znaczenie gwałtownie wzrosło w ostatnich tygodniach —Centralna Komisja Wyborcza — praktycznie przestała działać: jej członkowie gwałtownie podupadli na zdrowiu. Oczywiście trudno uwierzyć, by prawdziwa epidemia urazów kończyn, którą przeżywają członkowie CKW, a która uniemożliwia zebranie quorum, była przypadkowa, niemniej otwarte pozostaje pytanie, jak w konstytucyjny sposób przeprowadzić wybory bez Centralnej Komisji Wyborczej, która za organizację wyborów odpowiada.

Permanentny kryzys?

Tak więc mamy obecnie na Ukrainie do czynienia z sytuacją, kiedy konstytucyjność dekretu prezydenckiego, rozwiązującego Radę Najwyższą, może być podana w wątpliwość. M.in. dlatego niezmordowana Julia Tymoszenko wezwała opozycyjnych deputowanych, by zrezygnowali ze swoich mandatów, prezydent zgodnie z literą prawa może bowiem rozwiązać parlament, jeżeli nie będzie on posiadał przynajmniej dwóch trzecich swojego konstytucyjnego składu. Jakiekolwiek orzeczenie Sądu Konstytucyjnego w tej sprawie zostanie przez którąś z politycznych sił zakwestionowane, a przeprowadzenie nowych wyborów w terminie wskazanym w dekrecie Juszczenki jest po prostu niemożliwe, m.in. dlatego, że nie działa Centralna Komisja Wyborcza. Prezydent przez swoich zwolenników i sojuszników z Bloku Julii Tymoszenko coraz częściej wzywany jest do zdecydowanej reakcji: rozpędzenia Centralnej Komisji Wyborczej i utrzymania dekretu rozwiązującego parlament bez względu na orzeczenie Sądu Konstytucyjnego.

Tymczasem pole manewru prezydenta, jeżeli chce przestrzegać porządku konstytucyjnego, jest bardzo ograniczone. Jeżeli Sąd zakwestionuje prezydencki dekret, to nienajmocniejsza przecież po wejściu reformy konstytucyjnej pozycja Juszczenki ulegnie dalszemu dramatycznemu osłabieniu. Przypomnijmy, że koalicja rządowa ograniczyła już wpływ prezydenta na resorty siłowe i spraw zagranicznych (m.in. wymieniła dwóch spośród trzech prezydenckich ministrów), choć przecież zgodnie z reformą konstytucyjną miały one podlegać prezydentowi. Zakwestionowanie przez Sąd Konstytucyjny dekretu w sprawie rozwiązania Rady Najwyższej otwierałoby drogę do pełnego ubezwłasnowolnienia ukraińskiego prezydenta, a być może również do przedterminowych wyborów prezydenckich.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Bogumiła Berdychowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?