Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Larysa Stegienko, Ukraiński, czyli powszechny, WIĘŹ 1999 nr 1.

W państwie, które nie tak dawno uzyskało niepodległość, Kościół ma do spełnienia o wiele większe zadania, aniżeli tylko zachowanie polskiej czy jakiejkolwiek innej tożsamości narodowej. Zresztą zauważył to sam ks. Dzwonkowski w artykule „Kościoły w krajach postkomunistycznych”, opublikowanym w „Przeglądzie Powszechnym” w maju 1997 roku: Kościoły w krajach Europy postkomunistycznej, odbudowują swoje struktury duszpasterskie i różnego rodzaju instytucje o charakterze społecznym (naukowe, wychowawcze, charytatywne, wydawnicze itp.), współdziałają w tworzeniu nowych form podmiotowości społeczeństwa, nie istniejących w systemie totalitarnym. Jest jeszcze jeden bardzo ważny moim zdaniem problem, związany z bombardowaniem ludzi informacjami o charakterze pseudoreligijnym, dokonywanym przez różnego rodzaju sekty. Nagłośnienie problemu spowodowała sprawa słynnego „Białego Bractwa” w Kijowie, którego oddziaływanie bynajmniej nie osłabło. Bezbronni duchowo, pozbawieni fundamentów życiowych ludzie w bardzo naiwny sposób dają się zwieść obietnicom, które kierują do nich „przyjaciele”. Tak właśnie przedstawił się mi młody człowiek w białych szatach, z białą kropką w kształcie kropli na czole. „Przyjaciel” ten próbował sprzedać mi książkę, która – jak twierdził – poprowadzi mnie do światła, za jedynie 40 hrywien (suma niebagatelna, wynosi bowiem połowę przeciętnej pensji na Ukrainie). W tej sytuacji właśnie Kościół katolicki, ze względu na swoją otwartość w stosunku do drugiego człowieka, ma do spełnienia misję głoszenia prawdy o Bogu i człowieku. Prawdą jest skądinąd, że państwo oczekuje takich działań od Kościoła prawosławnego, który, niestety, stracił na wiarygodności w związku z wewnętrznymi podziałami, również na tle narodowościowym. Kościół wewnętrznie skłócony – a w takim właśnie stanie znajduje się prawosławie na Ukrainie – nie jest w stanie sprostać wymaganiom, które stawia mu nowa rzeczywistość rodzącego się państwa niepodległego. Z drugiej strony Kościół, który dba jedynie o zachowanie tożsamości narodowej znakomitej większości swoich wiernych – a w tym właśnie ks. Dzwonkowski widzi pierwsze i podstawowe zadanie Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie – de facto przestaje być Kościołem i przypominać może raczej stowarzyszenie o charakterze religijnym. Kościół katolicki musi więc, chociażby w trosce o siebie samego, wejść w ukraińską rzeczywistość. Doskonale ujął ten problem Hans Urs von Balthasar: gdy Kościół umacnia swoje „pozycje obronne”, tracąc nadzieję wejścia na terytorium „zajęte” przez niechrześcijan, wtedy sam zaczyna wpuszczać „nieprzyjaciela” – czyli niechrześcijańskie ideologie – na terytorium własne. Wiara w okrzepnięcie frontów oznacza dla chrześcijan defetyzm.3

Czy Kościół katolicki ma być dla mieszkańca Ukrainy jedynie jedną z wielu propozycji czy też ofertą godną zaufania?

Otwarcie Kościoła na ludzi innych narodowości nie oznacza bynajmniej „całkowitego pomijania” wiernych-Polaków. Wręcz przeciwnie: postawa otwarcia wymaga od tych ostatnich pogłębionej formacji religijnej. Nowa rzeczywistość niepodległej Ukrainy stawia Kościołowi o wiele wyższe wymagania, niż przetrwanie i zachowanie własnej tożsamości. Prasa katolicka pełni w tych poczynaniach rolę nie do przecenienia. Prawdą jest, że w większości jest to prasa wydawana w języku ukraińskim. Ks. Dzwonkowski używa w tym wypadku słowa „wyłącznie”, aczkolwiek już w przypisie do tego zdania możemy odnaleźć tytuł kwartalnika archidiecezji lwowskiej „Radość Wiary – Radist Wiry” wydawanego – jak sam tytuł wskazuje – w wersji polsko-ukraińskiej. Jest dla mnie zaskoczeniem, że Autor pominął przy tym znakomite „Wołanie z Wołynia”, wydawane od 1996 roku w diecezji łuckiej. Dwumiesięcznik ukazuje się również w dwóch wersjach – polskiej i ukraińskiej. Nie dalej jak we wrześniu tego roku opublikowano tam artykuł (zresztą nie pierwszy) ks. Dzwonkowskiego! Pisma takie, jak „Wołanie z Wołynia”, adresowane są do wszystkich katolików ukraińskich, niezależnie od ich narodowości.

Cieszy mnie, gdy słyszę kapłana mówiącego: „My naród ukraiński”, bo w szerokim rozumieniu tego słowa naprawdę nim jesteśmy: my wszyscy mieszkający na Ukrainie, Polacy, Rosjanie, Ukraińcy czy Tatarzy. Polacy są częścią tego „narodu”, stanowią bogactwo całego kraju. W ubiegłym roku, podczas rekolekcji dla niepełnosprawnych, prowadzonych niedaleko Żytomierza, codziennie śpiewaliśmy wszyscy razem:

Boże modlę się za Ukrainę,
Boże modlę się za ludzi...

Być może zabrzmi to niestosownie, ale muszę wyznać, że jestem wdzięczna Bogu za Polaków na Ukrainie. Wdzięczna przede wszystkim za to, że Polacy pozwolili nam odkryć bogactwo Kościoła – i za to, że zechcieli się z nami tym bogactwem podzielić.

poprzednia strona 1 2 3

Polacy - Ukraińcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?