Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Uwiedzeni przez von Triera, WIĘŹ 2000 nr 12.

Jego twórczość przyciąga zwłaszcza widzów znużonych jednostajnością kina spod znaku Hollywood. Twórca „Idiotów” radykalnie z nim polemizuje i nierzadko je ośmiesza, ale jednocześnie wraca do samych źródeł tego kina – czyni je narzędziem nie tylko zabawy, ale też wzruszenia. Miłośnik kina von Triera nie musi wstydzić się łez, zachwytu, strachu, może znowu doświadczać magii kina, odnaleźć w sobie widza naiwnego. Dzieje się tak dlatego, że to kino z jednej strony niemal wszystko ujmuje w ironiczny nawias, z drugiej – dzięki temu nawiasowi – nie tylko samo wyzbywa się wstydu, ale pomaga w tym także widzowi. Może on bezpiecznie rzucać się w wir również tego, co budzi jego opór czy niesmak i nie musi się wstydzić, że sprawia mu to przyjemność.

Nawet jeżeli rezultaty vontrierowskiej zabawy oraz jej uczestniczy wikłają się w kicz, to wspomniany nawias sprawia, że jest to kicz bezpieczny, świadomy i kontrolowany. Kicz, który sam Trier – podobnie jak uczynił to ze swoim nazwiskiem – chciałby opatrzeć przedrostkiem „von”.

Zabawa w kino, którą ten twórca inicjuje, ma zawsze drugie, a nawet trzecie dno. Jest wręcz „rytuałem”. Udział w niej niemal zawsze „nobilituje”, bowiem von Trier – jak trafnie zauważył jeden z brytyjskich krytyków – nawet kiedy realizuje serial w stylu opery mydlanej, chciałby być „inteligentny, stylistycznie wyrafinowany i uduchowiony”. W „Królestwie” – dziwnej hybrydzie, która urodziła się z tych pragnień – niektórzy dostrzegają metaforę współczesnego świata. Mnie samej ten serial układa się bardziej w opowieść o twórcy owego wynaturzonego świata.

Prowokacja

Naczelną zasadą vontrierowskiej zabawy w kino (w ogóle w sztukę) jest prowokacja, bo ona – zdaniem reżysera – zmusza do myślenia. Jemu samemu natomiast pozwala „mieć własny kierunek, iść inną, odrębną drogą”, „pokazać to, czego nie pokazał nikt”. Von Trier nieustannie prowokuje tym „jak” i „co” opowiada. Ta prowokacja przybiera nierzadko monstrualne rozmiary (autentyczna seksualna orgia w „Idiotach”, nierząd jako ofiara składana Bogu przez bohaterkę „Przełamując fale”, cud jako efekt transakcji, na dodatek okrutnej). Wydaje się, że prowokacja jest dla tego twórcy czymś w rodzaju religii, z niej czerpie swoją moc i odnajduje w niej zasadę sprawczą świata, który tworzy.

Von Trier uwielbia łamać zasady, łączyć przeciwieństwa, mieszać porządki, z ograniczeń czyni reguły, które zresztą traktuje z właściwą sobie nonszalancją. Wciąż tworzy nowe „dogmy” i nieustannie je porzuca. Swoje bajki opowiada językiem telewizyjnego reportażu. Jego chropowaty, rozmazany i drżący obraz sprawia wrażenie jakby, baśniowa opowieść została wzięta prosto z życia i umieszczona w samym centrum rzeczywistości. I nic nie szkodzi, że z rzeczywistością ma luźny związek. Z takiego połączenia przeciwieństw powstaje bardzo intensywna jakość.

Pomysł, aby o wrażliwości i wewnętrznym świecie tracącej wzrok robotnicy opowiedzieć w konwencji musicalu, usłyszeć muzykę w powszednich dźwiękach czy hałasie, jest nie tylko oryginalny, ale naprawdę twórczy. Autor „Tańcząc w ciemnościach” posługuje się konwencją w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Powołuje ją do istnienia i zaraz unieważnia. Świat, który w ten sposób stwarza, jest w jawny sposób umowny. Ta umowność okazuje się jego wielką siłą – paradoksalnie uwiarygadnia go, jeżeli oczywiście widz będzie respektował zasady gry stworzone przez von Triera. Z tak kreowanym światem trudno jednak dyskutować, a już w żadnym razie wejść z nim w spór. Jeśli nawet odkrywamy w nim rażące niekonsekwencje, to świadomość konwencji, za której pomocą ten świat został powołany do istnienia, automatycznie pozbawia nas prawa, aby wysuwać wobec niego wątpliwości. Czyni je wręcz śmiesznymi i naiwnymi.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?