Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, W sali na górze, WIĘŹ 2006 nr 7-8.

Żyjemy na akord i modlimy się na akord, nie dostrzegając często, jaka pułapka tkwi w tym pozornym „oszczędzaniu” czasu; paradoksalnie bowiem, im bardziej przyspieszamy, tym mniej mamy czasu, jakby ten czas ktoś nam kradł. I chyba rzeczywiście kradnie. Słowa papieża przypomniały mi piękną baśń austriackiego pisarza, Michaela Ende — już potem przypomniałam sobie, że na tę właśnie opowieść powołuje się w jednej ze swych książek kardynał Ratzinger. Bohaterka tej baśni, tytułowa Momo, to dziewczynka, która nie wiadomo skąd pojawia się w mieście i swoją obecnością sprawia, że ludzie w nim mieszkający zaczynają być wobec siebie bardziej uważni i życzliwi, a ich świat staje się lepszy. Dobru i pięknu, któremu patronuje Momo — osoba potrafiąca słuchać innych i całą sobą być dla innych — zagrażają jednak szarzy panowie, agenci Kasy Oszczędności Czasu, a w istocie rzecznicy zła, samolubstwa i obojętności. W bardzo perfidny sposób namawiają również osoby dobre i życzliwe do otwarcia rachunku „oszczędzania czasu”. W praktyce oznaczać to ma eliminowanie z życia tego wszystkiego, co czynimy powodowani dobrocią, empatią, altruizmem, umiłowaniem piękna i harmonii. Stratą czasu jest według szarych panów wyręczanie sędziwej matki w codziennych zajęciach, spotkania z przyjaciółmi, rytuał wieczornego kwadransa w ciszy, poświęconego rozmyślaniu nad minionym dniem, codzienne pół godziny u osoby przykutej do inwalidzkiego wózka, chwila życzliwej rozmowy fryzjera z klientem, kwiaty podarowane kobiecie... Ci, których udaje się namówić do ciułania czasu, mają wprawdzie więcej pieniędzy, lepszą pozycję zawodową, jednak żyją w permanentnym pośpiechu i zgorzknieniu. Oni — czytamy w „Momo” — nie znali, oczywiście, zwrotu „Idźże z tym do Momo!” Nie mieli nikogo, kto umiał ich tak słuchać, że stawaliby się dzięki temu mądrzejsi, skłonniejsi do zgody, a nawet pogodni.

My wprawdzie znamy zwrot: Przyjdźćie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście..., jednak wciąż mamy za mało czasu albo jesteśmy zbyt zmęczeni, aby przyjść. Dlatego proste i wydawałoby się — niezbyt odkrywcze słowa papieża: Świat, w którym jest tak wiele hałasu, tak wiele zagubienia, potrzebuje milczącej adoracji Jezusa ukrytego w hostii — okazują się tak ważne. Czas to życie. A życie mieści się w sercu — pisze autor „Momo”. Aby jednak odkryć tę prawidłowość, trzeba się zatrzymać, trzeba mieć czas pójść w głąb. A pójść w głąb to dojrzeć w swoim człowieczeństwie i w wierze. Dojrzałość zaś nie jest bohaterem naszych czasów: W rzeczywistości osiąga się dojrzałość uczuciową — mówi papież — gdy serce lgnie do Boga.

Bóg, który milczy — Bóg, który mówi

Trudno jednak czasem przylgnąć do Boga i to nie tylko z powodu swoich własnych słabości czy nadmiernej koncentracji na samym sobie, ale także z powodu dręczących pytań, które sami stawiamy Bogu albo inni stawiają je nam jako osobom wierzącym w Boga i wierzącym Bogu. Pytania te dotyczą zazwyczaj zła i cierpienia, dotykających najbardziej niewinnych i bezbronnych. Pytamy: dlaczego, Boże, wydarzyło się coś tak bezsensownego, jak mogłeś do takiego zła dopuścić? Skoro je jednak dopuszcza, rodzi się następne pytanie: kim jest ten Bóg, w którego wierzę? „Bóg jest miłością” — Deus caritas est. Ta prawda o Bogu jest najważniejsza i najistotniejsza — mówił na placu Piłsudskiego papież. Choć dla wierzącego to prawda oczywista, to w obliczu zła i cierpienia nierzadko jednak niewystarczająca. Czy rzeczywiście niewystarczająca?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?