Czytelnia
Wiara infantylna, wiara dojrzała, z Dariuszem Kowalczykiem SJ rozmawia Józef Majewski, WIĘŹ 2003 nr 12.
Innym przejawem infantylności w wierze jest nieumiejętność rozróżniania tego, co istotne, od tego, co jest drugorzędne lub trzeciorzędne, i stawianie spraw nieistotnych na pierwszym miejscu. Na przykład pewnemu mojemu znajomemu lekko załamała się wiara, kiedy się dowiedział, że we Włoszech w dniu Wigilii Bożego Narodzenia je się mięso
Infantylizm odznacza się też jednostronnym widzeniem rzeczywistości. Dzieci zwykle dostrzegają jedną stronę rzeczy, nie są w stanie zobaczyć jej złożoności. I z tą jednostronnością jest im często do twarzy, bywają w tym nawet urocze. Widok dorosłego, który jednostronnie widzi rzeczywistość, ani nie jest ładny, ani zabawny. Jest raczej tragiczny. Taki człowiek widzi często w świecie tylko to, co „moje”. Nie jest w stanie wczuć się w sytuację innych, spojrzeć na rzecz jakby oczyma innych ludzi, z innej strony, ze strony Kościoła.
— Czy zdziecinnienie w przeżywaniu wiary może brać się z niedojrzałej relacji z Bogiem?
— Sądzę, że wierze infantylnej zazwyczaj brak głębszej, wewnętrznej relacji z Bogiem. Wiara jest tu najczęściej rozumiana jako tradycja. Nie wynika ona z wewnętrznej głębi i doświadczenia, ale z przejętych utrwalonych wzorców. Ostatnio ktoś powiedział mi: „Cóż warta jest nasza wiara, skoro rodzimy się w takiej a nie innej rodzinie, w takim a nie innym kraju; jestem wychowywany na katolika, więc nim zostaję. Gdybym żył w Tybecie, to byłbym buddystą; gdzie tu miejsce na wybór?” Gdyby wiara była tylko tak rozumianą tradycją, to trudno nie uznać jej za infantylną.
— Aż nagle przychodzi na taką wiarę kryzys. Oto choćby człowiek, który od dziecka słyszał, że inne religie nie czczą Boga prawdziwego, nagle widzi Papieża w Asyżu z wyznawcami innych religii podczas modlitewnego spotkania
— Spotkałem katolików, którzy gorszyli się na ten widok. Człowiek niedojrzały będzie się w takiej sytuacji oburzał, a w konsekwencji będzie dążył do tworzenia sobie własnej wiary — czy to indywidualistycznej (w końcu on wie lepiej i z tym „lepiej” chce pozostać sam na sam), czy w grupie tych, którzy również się zgorszyli. W takiej grupie można głośno krzyczeć, że to upadek Kościoła i odejście od świętej tradycji. Tak widziałbym tradycjonalistyczną schizmę abp. Marcela Lefebvrea, który zgorszył się — a za nim inni — zwrotem dokonanym przez Sobór Watykański II w nauczaniu o innych religiach czy wolności religijnej. Można zresztą — równie niedojrzale — zareagować skrajnie przeciwnie, wyprowadzając wniosek, że teraz już wszystko w wierze jest dozwolone: „Będę w Kościele, ale już nie będę się tym za bardzo przejmował, skoro księża raz mówią tak, raz inaczej”
Myślę też, że nikt z nas nie jest na tyle dojrzały, aby radykalne czy ewolucyjne zmiany w Kościele, w jego doktrynie, przyjmować bez wewnętrznych napięć.
— Jak zatem z tego rodzaju wewnętrznymi napięciami może radzić sobie wiara dojrzała?
— Nowe w nauczaniu Kościoła może zaszokować, wręcz zaboleć, ale wiara dojrzała wykorzysta to do wzrostu ku większej dojrzałości. Postawa dojrzała odkrywa, że kryzysy w wierze są czymś normalnym, wręcz koniecznym dla jej dojrzewania. Tego rodzaju kryzysy pozwalają nam wychodzić właśnie z wiary infantylnej, opartej jedynie o przekazywaną z dziada pradziada tradycję. Zresztą nadchodzą takie czasy, że tego rodzaju tradycja będzie się coraz mniej liczyła. W tym widzę zresztą szansę dla wiary — by stawała się dojrzalsza, opierając się na świadomym i wolnym wyborze, nie zaś tylko na rodzinnej tradycji. Zapewne szeregi katolików się uszczuplą, ale mam nadzieję, że wiara tych, którzy pozostaną w Kościele, będzie głębsza i radykalniejsza.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona