Czytelnia

Józef Majewski

Wiara infantylna, wiara dojrzała, z Dariuszem Kowalczykiem SJ rozmawia Józef Majewski, WIĘŹ 2003 nr 12.

Z tego punktu widzenia duże wrażenie robi na mnie grupa Francuzów, których rodzime firmy przysyłają do pracy w Polsce. Spotykają się w naszym jezuickim kościele, w sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Grupa liczy około 200 osób, nie brakuje rodzin z trojgiem czy czworgiem dzieci. Są bardzo aktywni, organizują sobie katechezę, modlitwy, wspólne wyjazdy. Francja jest zsekularyzowana, ale jednak jeśli już ktoś jest tam katolikiem, jeśli dwoje katolików zakłada rodzinę, to bardzo często jest to rodzina naprawdę katolicka, która świadomie i dojrzale stara się przeżywać swoją wiarę. Tu, w Polsce, nasi duszpasterze mają z tymi Francuzami sporo „kłopotów”, bo wymagają oni większego i głębszego zaangażowania.

— Infantylizm w wierze może dotyczyć i świeckich, i duchownych. Czy istnieją tu jakieś różnice?

Jeżeli już jakaś istnieje, to pod względem „siły rażenia”. Religijny infantylizm świeckich jest mniej niszczący niż infantylizm duchownych, co wynika z faktu, że duchowni są na „świeczniku” w Kościele. Ich wyraźniej widać i to oni przede wszystkim decydują o kształcie wspólnoty, na przykład niedojrzały proboszcz ma niszczący wpływ na parafię i duchowość świeckich. Niedojrzałość osoby duchownej mnie osobiście bardziej smuci, bo takiej osobie Kościół w jakiejś mierze daje o wiele więcej niż świeckim. Jest formacja zakonna, seminaryjna, pomoc ojca duchownego, wieloletnie studia teologiczne, są niezliczone rekolekcje itd. A tu nagle po tylu latach formacji duchowny okazuje się osobą niedojrzałą

Co może się stać, gdy niedojrzałość świeckiego spotka się z niedojrzałością duchownego, choćby w konfesjonale? Życie podsuwa przykłady. Oto matka z dwojgiem malutkich dzieci spowiada się z dwóch przypadków opuszczenia niedzielnej Mszy. Nie mogła pójść, nie udało się, mimo starań, bo jej mąż całymi miesiącami w rejsach i znikąd pomocy. Spowiednik powiedział jej, że to grzech ciężki, za pokutę wyznaczając udział w dwóch Mszach w ciągu tygodnia. Ona na to, że w tygodniu jeszcze trudniej. A ksiądz: „Jeśli masz czas na spacery z dziećmi, to znajdziesz i na Mszę — ona jest ważniejsza niż spacer”

— Mogę sobie wyobrazić, co było potem... Konfesjonał rzeczywiście jest takim miejscem, w którym niedojrzały duchowny może narobić straszliwych szkód. Problem polega na tym, że taki ksiądz najczęściej nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest niedojrzały, bo gdyby zaczął zdawać sobie z tego sprawę, to byłby na najlepszej drodze do dojrzałości. W konfesjonałach powinny być powieszone karteczki dla księży: „Po pierwsze, nie szkodzić!”. Osoba spowiadająca się jest często szalenie otwarta i zarazem bezbronna. Do grupy wiernych można mówić niekiedy bardzo ostro, bo można mieć niejaką pewność, że się nikogo nie zrani. Można poruszyć, ale nie zranić. Inaczej jest w przypadku rozmów indywidualnych, szczególnie w konfesjonale. Tu zasadniczo nie można używać mocnych słów. Ostre, tym bardziej nieprzemyślane, zrodzone pod wpływem chwili słowa mogą duchowo zabić, pokiereszować komuś życie, na długo zniechęcić do sakramentu spowiedzi.

Czasami odnoszę wrażenie, że to samym duchownym jakby zależało na tym, by trzymać świeckich w niejakiej niedojrzałości.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Józef Majewski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?