Czytelnia

Józef Majewski

Wiara infantylna, wiara dojrzała, z Dariuszem Kowalczykiem SJ rozmawia Józef Majewski, WIĘŹ 2003 nr 12.

Jak sprawdzić, czy moja wiara jest infantylna czy dojrzała?

— Przychodzą mi do głowy dwa kryteria. Pierwsze to zderzenie się z Pismem Świętym. Człowiek w miarę inteligentny, jeśli pomodli się Pismem Świętym, będzie w stanie dojrzeć w sobie pokłady wiary infantylnej lub dojrzałej. Słowo Boże naprawdę działa. Drugim kryterium jest wspólnota Kościoła w całej jego złożoności. Czasem na ten infantylizm może wskazać Kościół hierarchiczny, w osobie biskupa, proboszcza, duszpasterza. Nie każde krytyczne słowo ze strony duchownego musi wypływać z mądrzenia się. Można spotkać księży pozornie pozbawionych zmysłu dyplomacji, którzy potrafią wrzasnąć na świeckich, a mimo to mają wśród nich autorytet, bo ci widzą, że tym księżom na nich zależy.

Skutecznym sprawdzianem dojrzałości wiary może także być życie we wspólnocie. Ona prędzej czy później pokaże nam nasze słabe strony, nasz infantylizm. W każdej wspólnocie prędzej czy później dojdzie do napięć, konfliktów i zderzeń. Dla krytycznie człowieka uczciwego wewnętrznie są to momenty, które można wykorzystać do wzrastania w wierze.

Jakie są, Księdza zdaniem, źródła religijnego zdziecinnienia dorosłych chrześcijan?

Trzeba by zacząć od tego, że w Polsce brakuje katechezy dorosłych. Dla znacznej części katolików katecheza kończy się praktycznie na poziomie szkoły podstawowej. Lata lecą, a świadomość religijna nie posuwa się do przodu. Jeśli nie ma katechezy dorosłych, to dorośli siłą rzeczy sięgają po wzorce czy sformułowania znane z dzieciństwa. Gdyby chociaż katecheza dzieci była właściwa, ale przecież ona sama — nawet jak na dzieci — często jest infantylna. Przypomnijmy sobie te karteczki służące do kontroli obecności na Mszy, karteczki z wypisanymi grzechami przed pierwszą spowiedzią. Problem polega na błędnej koncepcji formacji religijnej dzieci, wedle której ktoś liczy dziecku grzechy, radzi, żeby sobie zapisało je na kartce, co więcej — wpaja lęk, że jeśli któregoś zapomni, to spowiedź może być nieważna. Taka formacja nie tylko przyczynia się do infantylizacji dorosłych, ale sama w sobie jest infantylna.

Mam wrażenie, że dziecięca katecheza nierzadko opiera się, niestety, na zasadzie budzenia lęku. W pewnym wieku jest to nawet skuteczne — kościół w czasie nabożeństwa majowego zapełniony jest dziećmi po brzegi. Ale metoda ta wzmacnia pewne niedojrzałe schematy przeżywania własnej religijności, co negatywnie odbija się w wieku dorosłym. Wychowanie religijne winno opierać się na zasadzie wolności, wychowania do wolności. W takim wypadku nawet jeśli ubędzie nam nieco dzieci na majowym, ostatecznie i tak korzyści będą zbawienne. W wychowaniu na dłuższą metę trzeba odwoływać się do wolności, również dziecka, bo potem owocuje to dojrzalszym chrześcijaństwem.

Co w tym kontekście można powiedzieć o bierzmowaniu, które w końcu jest — jak się tradycyjnie powtarza — sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej?

— Niektórzy przekornie pytają, czy jest to sakrament dojrzałości czy też rozstania z Kościołem. W wielu przypadkach religijna edukacja dzieci kończy się na bierzmowaniu. Spora część rodziców zdaje sobie sprawę, że bez tego sakramentu ich pociechy mogą mieć poważne problemy w parafiach z sakramentem małżeństwa, więc „pchają” je po religijnej drodze do uzyskania „glejtu” bierzmowania, a potem już dają sobie spokój.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Józef Majewski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?