Czytelnia

Historia

Polacy - Niemcy

Z Niemcami po Jedwabnem, Dyskutują: Marek A. Cichocki, Jan M. Piskorski, Thomas Urban, Klaus Ziemer, WIĘŹ 2006 nr 5.

Mam wrażenie, że związane z historią napięcie pomiędzy Polakami a Niemcami jest trochę paradoksalne. Ono wynikło nie z faktu, że zaczęliśmy sobie nawzajem więcej mówić o naszej historii, ale z tego, że zarówno Niemcy, jak i Polacy zajęli się przede wszystkim historią własną. I od czasu do czasu te dwie narracje się zderzają, ponieważ okazuje się, że nie są komplementarne, a czasami są trudne do uzgodnienia i wywołują w związku z tym różne reakcje: publiczne, polityczne… Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech przeszłość stała się istotnym elementem budowania szerszej tożsamości. I to nie jest już problem tylko i wyłącznie historyków.

W Muzeum Powstania Warszawskiego oprowadzałem grupę niemieckich doktorantów i tam właśnie pewien Niemiec, wyraźnie dobrze znający kontekst historii Polski, stanął przed tablicą, gdzie są wymienione wszystkie istotne bitwy II wojny światowej i powiedział: dlaczego tu jest Monte Cassino? Przecież to nie była żadna istotna bitwa! To mi uzmysłowiło, że nasze narracje zawsze będą różne. Dla polskiej narracji Monte Cassino będzie jednym z ważniejszych wydarzeń II wojny światowej. Dla innych narracji już tak wcale być nie musi.

Nie budzi to mojego niepokoju, natomiast zaczyna on pojawiać się wtedy, gdy widzę jak te narodowe narracje stają się nie tyle nawet emocjonalne, ile egotyczne. I zaczynają być formułowane w sposób, który zupełnie nie uwzględnia konieczności uzgadniania tych własnej opowieści z kimś drugim.

To jest zresztą przyczyna, dla której nie wierzę w jakiekolwiek europeizowanie dyskursu tożsamościowego. To jest bardzo trudne, ponieważ te dyskusje stały się bardzo egotyczne. Myślę, że po obu stronach. Po polskiej bez wątpienia też: mamy silne poczucie, że nam się teraz nasza własna narracja należy, że my chcemy ją sami zbudować i to jest nasze święte prawo po tym wszystkim, cośmy przeżyli.

– To brzmi jak cytat z „Dezyderaty” – każdy ma prawo do swojej opowieści, nawet ci malutcy…

M. A. Cichocki: Ale mamy tu do czynienia nie tylko z budowaniem tożsamości. Problem ten występuje po obu stronach pod postacią polityki historycznej.

Kiedy w 2004 roku słuchałem wystąpienia kanclerza Schrödera w sześćdziesiątą rocznicę zamachu na Hitlera, miałem poczucie, że jestem świadkiem budowania pewnej interpretacji historycznej na siłę, pod pewną tezę polityczną. Z jednej strony mamy Stauffenberga, który symbolizuje ruch oporu przeciwko Hitlerowi w III Rzeszy, z drugiej – Powstanie Warszawskie. Oczywiście w sensie politycznej koncepcji to była bardzo zręczna, nośna teza, budowana na założeniu, że ci i tamci walczyli o wolność. Tamci w pewien sposób walczyli o nową Europę i ci walczyli o nową Europę, więc dlaczegóż nie połączyć tego w piękną analogię?

– Grupy działającej wokół Stauffenberga nie można porównać do powstańców warszawskich ani pod względem stawianych celów, ani liczebności. Jeśli jednak spojrzymy na Stauffenberga z perspektywy indywidualnej, dostrzeżemy człowieka działającego pod niesamowitym ciśnieniem własnego środowiska i bardziej osamotnionego niż akowiec, walczący skądinąd w bardziej słusznej sprawie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Historia

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?