Czytelnia

Historia

Polacy - Niemcy

Z Niemcami po Jedwabnem, Dyskutują: Marek A. Cichocki, Jan M. Piskorski, Thomas Urban, Klaus Ziemer, WIĘŹ 2006 nr 5.

J. M. Piskorski: W Polsce przed 1989 podawano – oficjalnie – tylko jedną wersję historii. Stąd takie zaskoczenie, gdy okazało się, że są różne historie i na dodatek, że ma ona wiele twarzy. Jest to pamięć indywidualna. Jest to także historia pewnej zbiorowości, już to narodu, już to państwa, już to innej wspólnoty. Może to być również tak zwana polityka historyczna, która zdominowała ostatnie publiczne dyskusje na tematy historyczne, choć nie zawsze ich autorzy definiują jasno, o co im chodzi. Może być to wreszcie tzw. inżynieria historyczna, która nie jest równoznaczna z polityką historyczną, jak uważają niektórzy krytycy tej ostatniej. Polityka historyczna stanowi bowiem edukacyjny wybór na potrzeby szkół, jednak bez ukrywania czarnych stron przeszłości i bez cenzurowania opinii odmiennych, podczas gdy inżynieria historyczna jest świadomą manipulacją, wyborem zakłamanym i dążącym do wyłączności, jest formą tak zwanej znormalizowanej historii, jak określiłem to przed kilku laty.

Ta nowa tendencja, stanowiąca część ogólnoeuropejskiego zjawiska, pojawiła się w Polsce głównie za sprawą dwóch kwestii: Jedwabnego i Centrum przeciw Wypędzeniom. Część polskich elit powiedziała wtedy: za wiele ustąpiliśmy, należy przestać grzebać we własnej przeszłości, gdyż wykorzystują to inni. Do pewnego stopnia rozumiem tę postawę i skłonny byłbym nawet przyznać politykowi prawo do takiej reakcji. Jeśli jednak wychodzi ona od uczonego, to stawia on sprawę na głowie. Podstawą nauki jest bowiem rewizja utartych poglądów.

Niektórzy chcieliby dostrzegać w bardziej otwartym na krytykę stanowisku wyraz działania niemieckich (i innych) stypendiów, czy ogólnie pieniędzy. I znowuż nie jest to polską specyfiką. W Hiszpanii mówiono o działaniu arabskich petrodolarów w odniesieniu do tych uczonych, którzy podkreślali wkład arabski w dzieje Półwyspu Pirenejskiego.

Nierzadko krytykuje się też tych badaczy i publicystów, którzy ze zjawisk z przeszłości wyciągać by chcieli wnioski ogólnej natury, a nie tylko w postaci krytyki sąsiadów. Kryje się za tym mylne przekonanie, że nas samych zjawiska takie jak totalitaryzm, zagłada, czy wypędzenia właściwie nie dotyczą, gdyż nie my jesteśmy za nie odpowiedzialni. W moim odczuciu jest to myślenie wręcz niebezpieczne. Nawet jeśli byłoby prawdą, że za wymienionymi zjawiskami stoją jasno określeni sprawcy, to jednak nie można zapominać, że Hitler i Stalin byli do pewnego stopnia dziećmi swoich czasów, nawet jeśli dziećmi szczególnymi. Nie jest to rozmazywanie odpowiedzialności, lecz wyraz rzetelnego podejścia do przeszłości i związanej z tym obawy, wcale nie płonnej w świetle dziejów najnowszych, że wszystkie te zjawiska mogą się w określonych sytuacjach powtórzyć, a role sprawców i ofiar mogą zostać rozdane zupełnie inaczej.

Nie można wreszcie mylić zawodu historyka z zawodem prawnika, co nam dzisiaj czasami grozi, gdy historycy stają przed sądami jako eksperci. Badacz nie powinien być jednocześnie oskarżycielem.

K. Ziemer: Trudno dziś pociągać do odpowiedzialności konkretne jednostki. Natomiast to, co się dzieje w historiografii niemieckiej, to jest właśnie badanie konkretnego zachowania się różnych grup zawodowych: jak zachowywali się lekarze, prawnicy itd. To jest nowy trend w ostatnich latach. I on będzie się rozwijał, bo inaczej nie możemy dzisiaj badać takich tematów. Sprawcy zbrodni nazistowskich w olbrzymiej większości już nie żyją.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Historia

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?