Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Z Ukraińcami po Jedwabnem, Dyskutują: Grzegorz Motyka, o. Marek Skórka, Andrzej Talaga, Andrzej Żupański, WIĘŻ 2002 nr 4.

Mamy zatem nierozwiązywalną sytuację, w której umiarkowana, parlamentarna i samorządowa polityka ukraińska okazuje się przynosić fiasko, bo nic nie daje się na tej drodze załatwić. I owocami tego fiaska natychmiast żywią się grupy radykalne, które mówią: to jest ślepa uliczka – możemy tylko strzelać.

A. Talaga: Mamy więc taki obraz: oto państwo polskie prowadzi fatalną politykę, uczestniczący w niej politycy ukraińscy kompromitują się przed społeczeństwem ukraińskim i dochodzi do radykalizacji akcji ounowskiej. Ale powstanie OUN było reakcją na coś innego, mianowicie na klęskę państwowości ukraińskiej: Zachodnia Ukraina przegrała wojnę z Polską, toczoną w latach 1918-19. Zatem spora część, o ile nie większość społeczeństwa ukraińskiego na tych ziemiach, mogła postrzegać armię i administrację polską jako okupanta. I rzeczywiście, w tym wymiarze był to konflikt nierozwiązywalny.

G. Motyka: Nie zgodzę się z tym do końca. Oczywiście, nie można było dojść do porozumienia z OUN, ale na domiar złego w walce z tą organizacją polskie władze stosowały odpowiedzialność zbiorową. I nawet gdy jakiś Ukrainiec nie czuł się Ukraińcem, to też do niego przyszli policjanci albo żołnierze i na przykład polali mu mąkę naftą. Nie mówię już o sławetnych „tulipanach”, jak nazywano kobiety ukraińskie wieszane za nogi, aby spódnice opadały im na głowę. W ten sposób pokazywano Ukraińcom – wszyscy jesteście winni.

A jeśli chodzi o wojnę z Ukrainą Zachodnią, to trzeba powiedzieć, że wojna ta prawie nie istnieje w polskiej świadomości. I chyba powinniśmy podziękować władzom Lwowa za to, że nie dają zgody na otwarcie cmentarza Orląt, bo dzięki temu, poprzez media, wzrasta poziom edukacyjny społeczeństwa polskiego. Natomiast dla Ukraińców pamięć tej wojny jest ogromną zadrą. Takie rzeczy potrafią trwać z pokolenia na pokolenie. Kiedyś kolega opowiadał mi, jak to kibice niemieccy, jadąc na mecz do Holandii, pokazywali mijanym Holendrom trzy palce. On myślał, że to oznacza „wygramy z wami 3:0”, ale oni pokazywali coś innego: „w trzy dni was zajęliśmy w roku 1940”.

A. Talaga: Konflikt polsko-ukraiński po I wojnie światowej to w gruncie rzeczy starcie dwóch młodych narodów. A młode narody są skłonne do skrajności, zaciekłe – i walczą zaciekle. Więc wydaje mi się, że mówienie tylko o Ukraińcach tego, że się w tym czasie dopiero kształtowali, nie do końca oddaje prawdę. Bo i my się wtedy dopiero kształtowaliśmy jako współczesny naród. Grzegorz Motyka próbuje wywodzić, że to starcie nie było nieuniknione, że było następstwem polskiej polityki w okresie międzywojennym. Tak, to była zła, beznadziejna polityka. Ale czy końcowe starcie było w ogóle do uniknięcia – w sytuacji gdy dwa młode narody żyły na tym samym terenie i miały bardzo silne, parareligijne wręcz przywiązanie do Lwowa? Według mnie, nie można było uniknąć tego konfliktu.

G. Motyka: Konfliktu – nie, natomiast samego jego przebiegu - tak.

A. Talaga: To znaczy, że Polacy i Ukraińcy mogli ze sobą nie walczyć?

G. Motyka: Mogliby, gdyby poczekali do 1944 roku. Granica przebiegałaby dokładnie tak samo. Nic by się nie zmieniło.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?