Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Z Ukraińcami po Jedwabnem, Dyskutują: Grzegorz Motyka, o. Marek Skórka, Andrzej Talaga, Andrzej Żupański, WIĘŻ 2002 nr 4.

Jak oceniają panowie uogólnienie „wzajemnych rzezi” w odniesieniu do walk polsko-ukraińskich lat czterdziestych? A czy to, co robiono z Polakami na Wołyniu w latach 1943-45, można porównywać z tym, co działo się z Ukraińcami spod Lubaczowa czy Przemyśla w latach 1945-47?

A. Żupański: Pan Grzegorz Motyka wspomniał o seminariach, organizowanych przez środowisko akowców z 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Przystępując do ich organizacji uznaliśmy, że będą to seminaria na temat konfliktu polsko-ukraińskiego w latach 1939-47, ale tylko dlatego użyliśmy słowa „konflikt”, że dotyczy to i Wołynia, i Galicji Wschodniej, i południowo-wschodniej części obecnej Polski. Tam, nad Huczwą, na stukilometrowym odcinku prawdziwego frontu, walczyły stojące naprzeciw siebie oddziały polskie i ukraińskie. I tylko tam był rzeczywiście konflikt. Natomiast tego, co działo się na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej, nie można w żaden sposób nazwać konfliktem. Przewaga Ukraińców, wspomaganych przez Niemców, była olbrzymia wobec słabości żywiołu polskiego, mocno nadwerężonego przez Sowietów. Tam nie było konfliktu, tam była po prostu rzeź. Zgódźmy się, że mniej okrutnie potraktowano Polaków w Galicji Wschodniej, ale tam Polacy byli silniejsi, a poza tym, po doświadczeniu Wołynia, mieli czas przygotować się do obrony. Tymczasem wieś wołyńska była kompletnie bezbronna, a pierwsze oddziały AK – nie liczymy tu samoobrony - powstały dopiero pod koniec sierpnia 1943 roku, już po apogeum rzezi, które nastąpiło 11 lipca 1943.

A. Talaga: Tak naprawdę, to wtedy nastąpił ostateczny koniec Pierwszej Rzeczypospolitej.

G. Motyka: Zwrócę tylko uwagę, że jeśli chodzi o Armię Krajową, szczególnie w Galicji Wschodniej, to akcji przeciwko Ukraińcom nie dlatego było mniej, że AK była słaba czy nieprzygotowana, tylko dlatego, że miała polityczny nakaz z Warszawy przygotowywania się do akcji „Burza” przeciwko Niemcom. W Galicji uważano logicznie, że nie ma sensu bić się teraz, bo to nie spór z Ukraińcami będzie decydował o przynależności tych ziem, tylko fakt, jakie siły zachowamy w momencie, kiedy tu wejdzie Armia Czerwona.

A. Żupański: To jeszcze jeden z błędów Okręgu Wołyń AK, że zamiast zabrać się natychmiast, na wiosnę, do organizowania samoobrony i oddziałów partyzanckich, zrobiono to dopiero w sierpniu 1943 roku. A dopiero 15 stycznia 1944 komendant Okręgu Kowel, major Jan Szatowski, wydał rozkaz pójścia w pole dwóch batalionów piechoty. Dlaczego on nie wydał tego rozkazu pół roku wcześniej? Wtedy na pewno uratowałby co najmniej 10 tysięcy Polaków!

A. Talaga: Spróbujmy teraz pokusić się o zdefiniowanie tego, o czym w ogóle mówimy. Otóż podczas II wojny światowej doszło niewątpliwie do wojny dwóch żywiołów narodowych, reprezentowanych przez różne siły. Po stronie polskiej głównie przez armię podziemną, czyli Armię Krajową. Po ukraińskiej – głównie przez leśną UPA. W ramach tej wojny dwóch żywiołów każda ze stron popełniła niewątpliwe zbrodnie wojenne. Czyniła to Armia Krajowa na Hrubieszowszczyźnie, czyniła to OUN obu odłamów – banderowskiego i melnykowskiego, czyniła to dywizja SS „Galizien”, nie wspominając już o polskiej i ukraińskiej policji, służącej Niemcom. Wydaje mi się, że na Wołyniu, w ramach tej wojny dwóch etnosów, doszło do ludobójstwa, popełnionego przez OUN banderowski. Natomiast w innych wypadkach, szczególnie na Hrubieszowszczyźnie, była to regularna wojna dwóch armii partyzanckich, podczas której obie strony popełniały mordy.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?