Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Katarzyna Jabłońska, Zatańczyć (na)prawdę, Z Ewą Wycichowską rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŹ 2004 nr 1.

???

– Przestałam być chyba egoistką w wierze. Dotąd zajmowałam się głównie własnym zbawieniem, swoją modlitwą, nie myśląc o tym, że mogę się czymś podzielić z innymi i że oni tego oczekują ode mnie. Poczułam się potrzebna. Młodzież dała mi i do dzisiaj daje odczuć, że nasze wspólne spotkania były i są dla nich bardzo ważne.

Podkreśla Pani, że w tańcu nie chodzi o popis czy o autoprezentację, nie toleruje tego Pani u tancerzy. Twierdzi Pani, że w tańcu chodzi o prawdę – wiedziała to Pani od początku, już wtedy, trzydzieści pięć lat temu, kiedy Pani debiutowała?

– Wiedziałam, ze taniec jest sztuką, w której najpełniej wypowiem siebie, że jest czymś związanym ze mną. Miałam niecałe cztery lata, kiedy postanowiłam: chcę tańczyć, będę tańczyć! I z różnymi kłopotami udało mi się ten zamiar zrealizować, chociaż wcale się na to nie zanosiło. Ta wielka miłość, wielka pasja stała się moim zawodem, moim życiem. Taniec nigdy nie przestał być pasją, ten płomień wciąż płonie. Nic nie było w stanie go zagasić. Taniec jest dla mnie kimś, tym kimś, kto nigdy mnie nie zdradził. Jest to miłość absolutnie odwzajemniona. W Apokalipsie jest zdanie, że człowiek będzie rozliczany z tego, czy zdradził swoją pierwszą miłość? („Ty masz wytrwałość i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości” – Ap 2, 3-4). Czuję się osobą, która nie zdradziła swojej pierwszej miłości, pomimo wielu trudności.

Jest Pani pedagogiem, uczy Pani tańca. A czy Panią samą taniec czegoś nauczył?

– Oczywiście! Taniec uczy nas siebie samych, uczy o drugim człowieku, pozwala zaakceptować swoją fizyczność, pomaga komunikować się z drugim człowiekiem, zaistnieć w grupie. A co najważniejsze – poprzez taniec możemy się zmieniać, możemy zyskać harmonię, uporządkować nasze emocje, nadać im właściwy kierunek czy wręcz je wyładować. Taniec ma właściwości terapeutyczne i dzisiaj wie o tym coraz więcej ludzi, stąd coraz większa popularność choreoterapii, czyli leczenia tańcem. My sami prowadzimy warsztaty terapii tańcem, które cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. Szkolimy całą grupę pedagogów i instruktorów w tej dziedzinie. Zostaliśmy wręcz zmuszeni do założenia Polskiego Stowarzyszenia Choreoterapii.

Mówi Pani o sobie, że jest człowiekiem szczęśliwym. Nieczęsto zdarza się dzisiaj słyszeć taką deklarację. Co znaczy być szczęśliwym?

– Dla mnie znaczy to przede wszystkim, że nadal jestem potrzebna, że to, co robię, postrzegane jest jako coś ważnego. Mam poczucie, że to, czym usiłuję dzielić się z innymi, ma wartość, nie materialną wprawdzie, ale tę inną – ważniejszą. Szczęściem jest wiedzieć o tym. Teraz widzę wyraźnie, jak bardzo zostałam obdarowana – moja praca, ludzie, macierzyństwo. Moja córka, Paulina, też tańczy. Jest zupełnie inna niż ja, ale próbowałam ją tak wychowywać, żeby miała wiarę i nadzieję. Tak też próbuję wychowywać wszystkie „moje dzieci” w teatrze. Mam nadzieję, że oni wszyscy, podobnie jak ja teraz, odnajdą spełnienie w tym, co robią. Szczęściem jest być tym wszystkim i tymi wszystkimi obdarowaną, dlatego teraz głównie dziękuję.

Rozmawiała Katarzyna Jabłońska

poprzednia strona 1 2 3 4 5

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?