Czytelnia

Mistyka i erotyka

Tekst jest odpowiedzią na ankietę redakcji pt. Bilans rewolucji seksualnej, zawierającą pytania:
Jakie są dobre, jakie złe owoce rewolucji seksualnej?
Czy rewolucja seksualna przyniosła zapowiadane wyzwolenie czy też nowy przymus obyczajowy?
Czy trzeba tę rewolucję kontynuować, czy też trzeba ją powstrzymać? Jak?


Tomasz P. Terlikowski

Zdradzona rewolucja

Rewolucja seksualna, tak jak jej poprzedniczki, październikowa czy francuska (ze wszystkimi między nimi różnicami, których tylko ofiary nie były w stanie dostrzec), dość szybko okazała się niewypałem. I to nie tylko dlatego, że nie spełniła pokładanych w niej nadziei, ale także dlatego, że słusznie krytykując pewne zaniedbania czy braki, zniszczyła to, co było dobre w chrześcijańskiej tradycji, nie proponując w zamian nic pozytywnego. Po jej przejściu, tak jak w Wandei czy później na Ukrainie, zostały zgliszcza i miliony trupów, a korzyści są — najdelikatniej rzecz ujmując — umiarkowane.

Powodem tej — mierzalnej cierpieniem milionów osób — klęski, tak zresztą jak w przypadku poprzednich rewolucji, było pragnienie świata idealnego, który nie istnieje i całkowicie błędne rozumienie ludzkiej natury. Tyle tylko, że o ile w przypadku rewolucji politycznych niezrozumienie dotyczyło ludzkiej pracy, własności i sprawiedliwości, o tyle w tym drugim dotknęło ono ludzkiej miłości i płciowości. I kto wie, czy dotykając spraw najintymniejszych, to właśnie ta ostatnia rewolucja nie okazała się najbardziej szkodliwa w długiej perspektywie. Aby to zrozumieć, trzeba jednak przyjrzeć się celom, środkom ich osiągania oraz skutkom rewolucji seksualnej.

Cele. Podstawowym i najbardziej fundamentalnym celem rewolucji seksualnej miało być wyzwolenie skrępowanej ludzkiej seksualności (rozumianej w znaczącym stopniu w duchu postfreudowskim) z ograniczeń, kulturowych tabu i zwykłej moralności. Człowiek miał przekroczyć ograniczenia narzucane mu przez kulturę, a w konsekwencji osiągnąć stan całkowitej wolności, a co za tym idzie — szczęścia. Seks, jako przeżycie rzeczywiście z niczym nieporównywalne, miał być owego szczęścia ostatecznym potwierdzeniem.

Wyzwolenie z seksualnych tabu było jednak ściśle powiązane z odmową odpowiedzialności za drugiego (czy choćby za własne czyny) i wdzięczności. Odpowiedzialność (podobnie jak zwrotna wdzięczność) nakłada bowiem na jednostkę zobowiązania, które niekiedy (by nie powiedzieć zawsze) ją ograniczają. Odpowiedzialny seks — to bowiem seks, w którym liczy się nie tylko moja przyjemność, ale również dobro drugiego, a także możliwość pojawienia się trzeciego, który może i powinien być wdzięczny rodzicom za trud wychowania. Już sama świadomość tego nakłada wędzidła na seksualne pragnienia. A zatem powinna być porzucona. I została. Pigułka antykoncepcyjna, powszechna dostępność aborcji, a także ułatwienia procedur rozwodowych sprawiły, że już z samego słownictwa zniknęło klasycznie rozumiane słowo odpowiedzialność, a zastąpił je substytut w postaci „bezpiecznego seksu” (tak jakby dziecko mogło być dla kogoś niebezpieczne).

Odrzucenie odpowiedzialności wiąże się jednak ściśle z jeszcze jednym celem, który postawili przed sobą (pytanie, na ile świadomie) rewolucjoniści. Jest nim wyzwolenie się z ludzkiej natury, która z czegoś trwałego i niezmiennego stała się autokreacją zależną od wolnej woli kreatora. Homoseksualizm stał się zatem dokładnie tak samo akceptowalną normą (przy braku jasnych reguł w istocie wszystko nią jest), jak normalny związek kobiety i mężczyzny, a konkubinat czy związek poliamoryczny tak samo wartościowy jak małżeństwo. I nawet trudno się temu dziwić. Jeśli natura ludzka nie jest niezmienna i podlega dowolnemu kształtowaniu, to nie ma powodu, by uznać, że tylko jeden społecznie ukształtowany model prowadzenia pożycia seksualnego jest dopuszczalny.

1 2 3 4 następna strona

Mistyka i erotyka

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?