Czytelnia

Krzysztof Dorosz

Krzysztof Dorosz, Zerwana więź, WIĘŹ 2008 nr 2-3.

Czasem inicjatywa będzie wychodzić od Kościołów, od ich instytucjonalnego nauczania, lecz czasem od nas samych. Musimy być głęboko przekonani, że wielkim zadaniem naszych czasów nie są kolejne odkrycia naukowe, nie loty na księżyc i planety układu słonecznego, ale przywrócenie zerwanej więzi z Bogiem. To przekonanie pozwoli nam łatwiej odkryć skarby pod warstwą kurzu. Ale to nie wszystko. By te skarby odkryć i wydobyć z ukrycia, musimy oczyścić nasze serca. Jak?

Wierzący modlitwą i czynieniem dobra, niewierzący czynieniem dobra i mądrością. Jeśli nasze serca nie będą czyste, nie będziemy nawet wiedzieć o istnieniu tych skarbów. Wierzący będą nadal klepać pacierze, niewierzący nadal traktować więź z Bogiem jako byt pozorny. Potrzeba nam zatem przekonania, że więź z Bogiem — dziś ani oczywista, ani wyraźna — jest nam konieczna do życia jak powietrze. Jako istoty ludzkie jesteśmy elastyczni i wiele możemy znieść; możemy przeżyć prześladowania, wojnę, obóz koncentracyjny. Zerwaną więź z Bogiem znosimy nie tylko dobrze, ale nieraz wręcz znakomicie. Ba, jako cywilizacja naukowa i humanistyczna szczycimy się jej brakiem. Lecz to są pozory rozłożone w czasie. Pozbawiony więzi z Bogiem człowiek ulega powoli rozpadowi; rozpada się jego serce, jego człowieczeństwo, rozpada się jego cywilizacja i kultura, rozpada się literatura, sztuka i muzyka. Zrazu tego nie widać, zwłaszcza że nie brak klakierów, którzy wynoszą pod niebiosa wszystko, co jest, a zwłaszcza wszystko co nowe.

I Max Picard, i Picasso widzieli wyraźnie rozpad ludzkiej twarzy w naszych czasach. Picard opisywał ten rozpad z dreszczem przerażenia, Picasso w swoich obrazach po prostu go przedstawiał. Ale pisarz, w przeciwieństwie do malarza, był człowiekiem wierzącym. Pisał filozoficzno-poetyckie książki i jego spostrzeżenia oraz myśli pozostały w domenie kultury wysokiej. Natomiast obrazy Picassa rzucono na żer klakierom i publiczności, która nie tylko rozpoznała się sama w rozczłonkowanych twarzach na płótnie, ale uznała je za wzorzec prawdy i piękna.

Wszystko w rozpadzie, w odśrodkowym wirze — pisał William Butler Yeats w słynnym wierszu „Drugie przyjście”7. Picard czy Yeats, widzieli i czuli rozpad ludzkiego świata już w okresie międzywojennym. Inni zobaczyli go dopiero po drugiej wojnie światowej i po ujawnieniu komunistycznych zbrodni. To była cezura, apokalipsa humanistycznego świata, który zerwawszy więź z Bogiem, zapragnął stworzyć nadczłowieka. W rezultacie udało mu się stworzyć jedynie „podczłowieka”, istotę, która na skutek wewnętrznego rozpadu zatraciła zdolność nie tylko poczucia winy, lecz również miłości i miłosierdzia. Świat stworzony przez nazistów czy komunistów to świat pychy, nienawiści i tak głębokiego niepokoju, że większość ludzi nie jest już w stanie budować więzi nie tylko z Bogiem, lecz także z innymi, z naturą, z otaczającymi ich wytworami własnych rąk, z otoczeniem. Czy ten świat spadł na nas jak żywiołowa katastrofa, która sieje zniszczenie, pochłania liczne ofiary, ale po pewnym czasie przemija, pozostawiając po sobie tylko ślady i wspomnienia?

Kroki Boga

Nie, ten świat wyrósł z naszej cywilizacji i kultury, z renesansowej magii i naukowej woli mocy, karmionej prometejskimi marzeniami o ludzkiej wszechwładzy i lekkości bytu, dowolnie lepionego rękami człowieka. Od tego świata droga do więzi z Bogiem nie jest prosta i łatwa. Sam tę drogę od wielu lat przechodzę. Wychowany w prometejskim humanizmie, który w religii widział jedynie szyderstwo z człowieka i z jego przyrodzonych możliwości, który Boga i Kościół traktował jak zawziętego wroga ludzkości, przekonany byłem, że tylko nauka daje nam rzetelną orientację w świecie. O wierze nie chciałem nic słyszeć. Lecz już u progu dorosłości zobaczyłem w swoim światopoglądzie płycizny i poważne luki. Zacząłem szukać. Kilka lat później przyszedł poważny namysł nad komunizmem. Czytając wiele na jego temat, próbując zgłębić istotę jego zła, zobaczyłem w nim niemal wszystko, o czym tu piszę: pychę i arogancję humanizmu, wiarę w naukę, irracjonalną, ślepą, niemal zabobonną, zobaczyłem renesansową magię i to nie tylko spod znaku takich uczonych neoplatoników jak Marsilio Ficino czy szaleńców jak Campanella i Bruno, lecz złowieszczą magię doktora Fausta, który wyparł się Boga i podpisał pakt z diabłem.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?