Czytelnia

Ewa Kiedio

Ewa Kiedio

Życzliwy dyktator

Szybko, ojcze, idzie ojciec z nami — ton głosu Matki Teresy nie zostawiał ani chwili na decyzję. Zielony opel, którym ks. Leo przywiózł siostry do Watykanu, stopniowo znikał z pola widzenia, gdy zdezorientowany duchowny podążał śladem tej drobnej kobiety na poranną Mszę papieską. — Ojciec idzie z nami — usłyszeli także kolejni gwardziści, wskazujący, że świeżo wyświęcony ksiądz nie znajduje się na liście zaproszonych. Gdy dotarli do apartamentów papieskich, ks. Dziwisz nie miał wiele czasu, by zastanawiać się obecnością nieznanego księdza. Na powitanie Matka Teresa zapowiedziała: — Ekscelencjo, on będzie koncelebrował Mszę z Ojcem Świętym.

Klasztory w burdelach

Wspominając to wydarzenie — jedno z pierwszych spotkań z Matką Teresą — ks. Leo mówi o niej „życzliwy dyktator”. Niezwykłe zdecydowanie przejawiała także w sprawach znacznie ważniejszych. Rozmowa z Danielem Ortegą, sprawującym krwawe rządy w Nikaragui, zaowocowała zezwoleniem na budowę domu Misjonarek Miłości w tym państwie, a spotkanie z Fidelem Castro pozwoliło siostrom rozpocząć pracę na Kubie. W powodzenie tych planów nikt wcześniej nie chciał wierzyć. — Badając daną sprawę, Matka Teresa konsultowała się z licznymi osobami — opowiada „Tygodnikowi” ks. Leo. — Ale kiedy już miała podejmować decyzję, wiedziała, że musi to zrobić sama. Modliła się, a kiedy uważała, że już wie, czego chce od niej Jezus, działała jak czołg.

Taktyka okazywała się wyjątkowo skuteczna — zgromadzenie Misjonarek Miłości zakładało kolejne domy w najróżniejszych częściach świata. Niektóre powstawały w byłych domach publicznych. Wstyd, zmieszanie i ciekawość, jak zareaguje Matka Teresa — tak można opisać uczucia, które towarzyszyły księdzu Leo podczas wizyt w tych miejscach i sprawdzania, czy nadają się dla potrzeb sióstr. Na twarzy idącej obok Matki Teresy nie było widać zakłopotania. Przechodząc przez pomieszczenia zachowujące jeszcze charakterystyczny dla domów publicznych wystrój i zapach, wskazywała, gdzie znajdą się tabernakulum, krzyż, kuchnia.

Palcem w rynsztoku

Czysta biała koszula, w której ks. Leo wychodził rano na ulice Kalkuty, była po chwili pokryta czarnymi smugami. Kurz, spaliny i dym unoszący się ze śmieci, które zaczynały płonąć od wysokiej temperatury powietrza, sprawiały, że Misjonarki Miłości codziennie musiały prać swoje sari — trzysta sióstr korzystających z jednego ujęcia wody w myśl słów Matki Teresy: „Nie możemy pomóc ubogim, jeśli sami nie wiemy, czym jest ubóstwo”. W tym czasie ludzie żyjący na ulicach również zaczynali poranną toaletę: prali przepaskę biodrową w rynsztoku, a później przy użyciu ścieków z tego właśnie źródła czyścili palcem zęby. Do rynsztoka byli w końcu dla ochłody wrzucani, gdy zaczynał się stan agonalny — w ich ciała wgryzały się mieszkające tam ameby.

— Kiedy siostry znajdowały tych ludzi i zabierały do domu dla umierających, pierwszą czynnością było odkażanie ich ciał, co mogło trwać godzinę lub dwie — opowiada ks. Leo. — Pomagały w ten sposób człowiekowi odzyskać godność. W tym również celu przy wejściu zapisywały imię i nazwisko tej osoby. Zaczynało się od tego, że człowiek odzyskiwał swoje imię.

Warunki sanitarne panujące w domach Misjonarek Miłości bywały krytykowane. Zdeklarowany ateista Christopher Hitchens w książce „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i praktyce” powołuje się na zdanie dr. Robina Foxa, redaktora naczelnego prestiżowego pisma medycznego „The Lancet”. Fox z zaskoczeniem odnotował, że siostry nie stosują wobec pacjentów podstawowych zasad diagnostycznych ani silnych środków przeciwbólowych.

— Chciałbym wiedzieć, które zasługi Hitchensa są porównywalne z zasługami Matki Teresy — wzdycha ks. Leo z pewnym znużeniem. — W komisji ds. beatyfikacji Matki Teresy musieliśmy się dużo zajmować jego pytaniami. Kiedy o możliwości poprawy w zakresie środków higieny pyta lekarz, wtedy jest to pytanie uprawnione i stanowi owoc jego miłości do chorych. A z jakich pobudek wypływa pytanie Hitchensa? O ile wiem, nigdy nie był w Kalkucie, nigdy nie pracował w tych domach. Warunki higieniczne były takie, jakie udawało się stworzyć. Możliwe, że siostry popełniały w tej dziedzinie błędy. Wiele błędów zdarzało się także Matce Teresie. Ten, kto coś robi, zawsze popełnia błędy.

Wielkie zamieszanie

Poruszanie się między krajami opanowanymi przez reżimy totalitarne, rozmowy z dyktatorami, a czasem stawanie oko w oko z lufami wycelowanych w nią karabinów — to wszystko wymagało od Matki Teresy odwagi, którą czasami można wręcz uznać za brawurę. — W Moskwie przeniosła siostry z jednego domu do drugiego, bez pytania o pozwolenie władz, a było ono konieczne — wspomina ks. Leo. — Działała zapewne wbrew prawu, ale najwyraźniej rozumiała, jaką wartość ono miało. Jasno widziała też, jakie jest prawo Boże.

Skrót „MC” nie oznacza wcale „Missionary of Charity”, ale „much confusion”, wielkie zamieszanie — narzekał ks. Leo po tym, jak na prośbę Matki Teresy kupował, a następnie dwukrotnie wymieniał bilety na samolot, spędzając przez to cały dzień w niekończących się kolejkach na lotnisku. W odpowiedzi Matka Teresa rzuciła jeszcze kilka innych pomysłów na rozwinięcie tego skrótu, m.in. „mental case” i „multiple change” — chory umysłowo i ciągła zmiana. Dziś ks. Leo opowiada o tym z uśmiechem. Czy nie czuł się jednak w takich sytuacjach traktowany przedmiotowo? Na to pytanie reaguje bez zastanowienia: — Nigdy nie miałem wątpliwości, że Matka Teresa odnosi się do nas z najwyższym szacunkiem i miłością.

Pustka w duszy

Fluorescencyjna figurka Matki Bożej przez wiele lat towarzyszyła księdzu Leo, przyklejona na przedniej szybie jego samochodu. Znajomym, zdziwionym tym objawem specyficznego gustu, mógł jedynie tłumaczyć, że jest to prezent od Matki Teresy — zresztą jeden z wielu, bo każdą spotkaną osobę starała się obdarować drobnym prezentem. Do najczęstszych należały cudowne medaliki, rozdane w liczbie ponad czterdziestu tysięcy. Pojawiały się w jej rękach szczególnie w kryzysowych sytuacjach — posłużyły m.in. do obłaskawienia dyktatora Daniela Ortegi i żołnierzy celujących do sióstr z karabinów. Kładła je też, a właściwie wręcz „rozsiewała”, w miejscach, w których napotykała na poważne trudności. Mogły przez to wywoływać skojarzenia z rodzajem talizmanów i rodzić pytania o sposób pojmowania przez nią religijności.

— Ależ one naprawdę są cudowne! — zapewnia z przejęciem ks. Leo, odrzucając tego typu wątpliwości. — Na zlecenie Matki Teresy rozsiałem cudowne medaliki na Kremlu w roku 1983, w okresie, gdy ZSRR był jeszcze mocarstwem, prosząc Boga, aby powołał Misjonarki Miłości do pracy w tym miejscu. Już po sześciu latach siostry się tam znalazły. Cóż, w świecie niewiary cała wiara wydaje się dziwna.

Duchowość Matki Teresy miała jednak także zupełnie inny wymiar, którego ks. Leo przez 7 lat wspólnej pracy nawet nie podejrzewał. „Gdzie jest moja wiara? — nawet tam głęboko, w samym wnętrzu, nie ma nic prócz pustki i ciemności. — Mój Boże — jak bolesny jest ten nieznany ból. Boli bez przerwy. — Nie mam wiary. — Nie ośmielam się wypowiadać słów i myśli, które kłębią mi się w sercu — i sprawiają, że cierpię niewypowiedziane katusze. (...) Miłość — to słowo nic sobą nie przedstawia. — Mówią mi, że Bóg mnie kocha — jednak rzeczywistość ciemności i chłodu, i pustki jest tak wielka, że nic nie porusza mojej duszy”. W ten sposób opisywała swój stan w 1959 r. w liście do swojego spowiednika, o. Picachyego. Podobne słowa wracały w zapiskach z innych okresów jej życia, które po śmierci Matki Teresy wydano w książce „Pójdź, bądź moim światłem”.

— Takie stany są w teologii mistyki dobrze znane — mówi ks. Leo. — Jednak o klasycznych mistykach tylko czytamy w książkach, może czasem mamy jakiś ich obraz. W przypadku Matki Teresy przez 40 lat nie było dnia, żeby nie była filmowana, nie był z nią przeprowadzany wywiad, nie była w telewizji. Nie dziwi nas to, że mnich, który żyje w odosobnieniu od świata, prowadzi takie życie mistyczne. Ale nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że doświadcza tego kobieta, która znajduje się w centrum zainteresowania opinii publicznej. Wydaje mi się, że jest to apel pod adresem naszej wiary. Jeżeli Bóg chce ukryć swoje działanie w czyjejś duszy, to może to zrobić. Być może jest to wskazówka, że również w naszym ponowoczesnym społeczeństwie takie stany przeżywa wiele osób.

Każdy tak może

„Gdy nie jest ci do śmiechu, uśmiechnij się” — mówiła siostrom. I taką właśnie, promieniejącą, z szelmowskim błyskiem w oku, zapamiętał ją ks. Leo. Czy widział kiedyś, aby płakała? — Trudno powiedzieć, przeszła tyle operacji oczu, że kiedy na jej twarzy pojawiały się łzy, nie można było mieć pewności, czy płyną z powodu uczuć, czy z bólu. O, tutaj ma dla ochrony moje okulary przeciwsłoneczne — ks. Leo stuka palcem w zdjęcie, na którym Matkę Teresę przyodzianą w gigantyczne okulary otaczają chichoczące na ten widok siostry.

Humor nie opuszczał jej do ostatnich chwil życia. Gdy w ciężkim stanie leżała w szpitalu podłączona do EKG, obserwując liczne przewody przyczepione do swojego ciała, zakrzyknęła: „A cóż to? Czy to już Boże Narodzenie, że robicie ze mnie choinkę?”.

W momencie śmierci Matki Teresy jej zgromadzenie dysponowało 592 domami. — Domyślam się, jak by zareagowała na słowa uznania — uśmiecha się ks. Leo. — Powiedziałaby: „Każdy może to zrobić”.

Leo Maasburg, „Matka Teresa. Cudowne historie”, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2010. Wydana z okazji setnej rocznicy urodzin Matki Teresy książka ks. Maasburga to zapis związanych z nią historii, które miał okazję obserwować przez siedem lat wspólnej pracy. Ze wspomnień wyłania się obraz kobiety pełnej wewnętrznej siły i poczucia humoru.

1

Ewa Kiedio

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?