Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
12 listopada 2009

Exegi monumentum…




W Święto Niepodległości postanowiłam spotkać się z człowiekiem, który najbardziej na świecie kochał wolność, niezależność myślenia i nasze wspólne miasto. Wybrałam się na spacer na Powązki i z zaskoczeniem patrzyłam, ilu warszawiaków w tym dniu przekracza raźno bramy cmentarzy, ściskając w przemarzniętych dłoniach biało-czerwone goździki.

Na Nowych Powązkach w tym roku pojawiły się nowe groby, tuż przy bramie, na samym początku Alei Zasłużonych. To tu pochowano Bronisława Geremka i Leszka Kołakowskiego – ci wielcy ludzie zostali upamiętnieni w sposób najprostszy i najbardziej szlachetny – ich groby to małe prostopadłościany ziemi przykrytej gałązkami świerku. Nad grobem Kołakowskiego króluje ponadto drewniany krzyż, obok nich spoczywa jeszcze jeden Zasłużony – Jacek Kuroń. Całe rodziny przychodziły wczoraj na Powązki i rodzice szeptem tłumaczyli maluchom kim są ci panowie i dlaczego trzeba im w takim dniu zapalić świeczkę.

Ja w tym specjalnym dniu szłam na spotkanie z ukochanym Poetą, którego odwiedzam zdecydowanie za rzadko. Dość długo byłam przekonana, że grób Juliana Tuwima znajduje się w Łodzi, w której się wychował i gdzie pisał pierwsze swoje wiersze. Z radością odkryłam, że Poeta na miejsce swojego wiecznego snu wybrał Warszawę. Po namyśle doszłam do wniosku, że nie mogło być inaczej – przecież to miasto kochał tak gorąco! Podobno potrafił spędzać ze Staffem długie godziny na rozmowach o tym, co się właśnie w mieście zmieniało, gdzie budowano dom, gdzie otwierano knajpę, gdzie podawano najlepsze cynaderki na świecie. Gdy myślę o Tuwimie, nie przypominam sobie jego buntowniczych przedwojennych wierszy, które wywoływały skandale ani jego sympatii powojennych, które wywoływały smutek. Staje mi przed oczami młody, przystojny mężczyzna z „myszką” na policzku, z rozwianym szalikiem i przekrzywionym kapeluszem, który dziarsko maszeruje Nowym Światem w porannym słońcu – zgodnie ze słowami jednego ze swoich wierszy:

W czerwcu, o piątej rano,
W różowej, słonecznej stolicy
Idę środkiem najszerszej ulicy,
Idę środkiem najszerszej ulicy!

Jak tam jasno, jak tam daleko
Za tym mostem błyszczącym za rzeką!
Ach, jak jasno i jak daleko!
Mocno mi, pięknie i młodo!

Pójdę mostem nad spokojną wodą,
Potem polem, potem zielonym polem
Pójdę w dal,
Jakby upity czystym, przezroczystym alkoholem.

Tuwim umarł w roku 1953 – patrzyłam wczoraj na czarną bryłę jego ascetycznego nagrobka i myślałam, co by było, gdyby pożył jeszcze 20 lat? 30? Gdyby doczekał strajków robotników, powstania „Solidarności”, stanu wojennego. Jakie wiersze by pisał – on, tak niezwykle wyczulony na drgania rzeczywistości, odbierający ją każdym zmysłem tak intensywnie?



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?