Komentarze
blog ogólny
Forum Romanum

28 grudnia 2009
Jan TurnauJan Turnau o WIĘZI
Przeczytałem coś na temat dzisiejszy, bo o małżeństwie, mianowicie listopadowo-grudniową „Więź” na ten temat. Numer BARDZO ciekawy! Moje rodzinne pismo (31 lat pracy tamże!) dzielnie radzi sobie mimo trudności finansowych (niedola dzisiejsza miesięczników), wydając zeszyty różnej scjencji pełne, a przy tym nienudno pisane.
Z rzeczonego numeru dowiadujemy się w tekście Ewy Karabin, jak definiował małżeństwo np. M. Samuel Bogumił Linde: „Małżeństwo jest między osobami, zdolnemi je zawierać, mężczyzny i niewiasty porządne złączenie, społeczność żywota nierozdzielną mając. W Kościele katolickim siódmy sakrament. (...) Złączenie mężczyzny z niewiastą przez kontrakt prawny, dla nabycia płodu czynione”.
Ks. Franciszek Longchamps de Bérier, z dynastii prawniczej (jego dziadek i imiennik, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, był przedobry i przeuroczo dowcipny), tłumaczy, jak się miało małżeństwo w starożytnym Rzymie. Otóż nie na darmo prawo rzymskie jest dla jurystów niemal świętością: dwadzieścia parę wieków temu małżeństwo było nad Tybrem zapięte prawnie na ostatni guzik! Niemniej – to dla mnie rewelacja – nie było instytucją w ścisłym sensie tego słowa prawną! Prawo to w ogóle przestrzeń myślowa dla laika nieprosta. O dużej erudycji świadczą także artykuły trojga dziennikarzy: Tomasza Ponikły o ewolucji prawnej „w tym temacie” w ogóle, Joanny Petry Mroczkowskiej o dyskusjach w USA, Joanny Pietrzak-Thébault – o dyskusjach i rzeczywistości we Francji.
Warto wiedzieć na przykład, że w USA spada co prawda liczba zawieranych małżeństw, ale również rozwodów. I zamyślić się nad tym, co napisała jako puentę pierwsza pani Joanna: „Wkroczyliśmy zatem w erę (względnie...) wolnego wyboru. W sytuacji pluralizmu kulturowego kurczy się kategoria – takiej czy innej, ale jedynej – normy społecznej. Czy się nam to podoba, czy nie, dotyczy to wyboru religii oraz sposobu życia, którego elementem może być małżeństwo. Ludzie dokonujący wyboru muszą widzieć sens wybranej drogi. Tradycja, presja, legalizm nie wystarczą”.
A pocieszyć można się puentą artykułu pani Joanny drugiej: „Ktoś powiedział mi, że Francja jawi mu się, jako kraj szczęśliwych, dożywotnich, nierozerwalnych konkubinatów. Coś w tym jest! Dodam tylko: konkubinatów (PACS-ów) z gromadką dzieci. Ciekawe jednak, że duża część osób zawierających związek w praktyce mówi o nim jako o etapie przygotowawczym czy wstępnym do «prawdziwego» małżeństwa. Coraz częstsze są we Francji śluby, także kościelne, które mają za sobą wiele lat wspólnego życia, nierzadko potwierdzonego obecnością kilkorga dzieci, a sakrament małżeństwa i chrztów dzieci bywa sprawowany jednocześnie. Być może PACS staje się zatem rodzajem «małżeństwa na próbę» - nie tyle ucieczką od odpowiedzialności, ile odsuwaniem jej na potem? Czy w przyszłości, paradoksalnie, nie będzie on działać na korzyść małżeństwa pojmowanego jako zaangażowanie szczególne i jedyne?” Cóż to jest ów PACS? Poczytajmy.
Ciągnąc wpis lubię sobie pocytować, więc przytoczę z kolei jedną z „ramek” zamieszczonych w artykule Marka Rymszy, gdzie jest myśl Zygmunta Baumana, myśliciela przecież zgoła niekościelnego:
„To miłe, może nawet rozkoszne i koniec końców wspaniałe, że seks jest tak «wyzwolony». Sęk w tym, jak uchronić go przed dryfowaniem, kiedy cały balast wyrzucono za burtę. (...) Przyjemnie jest łatać, ale lot bez sterów jest już tylko koszmarem. (...) Nieznośna lekkość seksu? (...) Intymne związki seksu z miłością, bezpieczeństwem, trwałością, nieśmiertelnością-która-zapewnia-trwanie-rodu, nie były ostatecznie aż tak bezużyteczne i krępujące, jak to niegdyś sądzono, odczuwano i deklarowano. Być może ci starzy i ponoć staroświeccy towarzysze seksu byli jego niezbędnym wsparciem (niezbędnym nie dla technicznej perfekcji wykonania, lecz dla czerpania z niego satysfakcji). (...) Być może te zobowiązania były raczej dowodem przenikliwości kultury niż symbolem jej zafałszowań lub błędnych wyobrażeń.”
A na koniec końcówka tekstu Marii Rogaczewskiej i Moniki Waluś: „Być może jedną z najważniejszych spraw jest głębsza refleksja nad sensem małżeństwa – z szacunkiem do rodziny, ale bez myślenia, że małżeństwo jest tylko dodatkiem do rodziny, podstawowej komórki społecznej. Dzieci nie są jedynym celem małżeństwa. To skądinąd prawda, że w dobrych małżeństwach lepiej się chowają dzieci, mężczyźni i kobiety są zdrowsi, domy bardziej zadbane, a społeczeństwo żyje spokojniej – ale to raczej skutki uboczne. Małżeństwo to niewidzialna rzeczywistość duchowa, to coś więcej niż tylko jego społeczne i ekonomiczne owoce. Małżeństwo jest możliwe, bo człowiek jest osobą potrzebującą relacji i trwałych więzi. W ogóle – niedobrze, by człowiek był sam.”
Nie miał racji zatem rabin z pewnego szmoncesu. Przyszedł doń Icek po radę, czy się w ogóle żenić, a ten natchnął go sceptycyzmem: – Icek, wszystko jedno, co byś nie zrobił, tak czy tak będziesz żałował. Z powyższego numeru „Więzi” wynika, że tym razem mędrzec nie miał racji.
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.