Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Kiedio

Tuż obok

blog Ewy Kiedio
11 czerwca 2010

Budzy - mistycy i niezrozumialcy




Tramwaj wraz ze mną mija codziennie plakat przypominający o 25-leciu zespołu Armia i koncercie z tejże okazji. Wtedy to do tramwaju dosiadają się wspomnienia o tym i owym… O nastoletnich poszukiwaniach (a chyba nie były to poszukiwania daremne, jak w utworze „Wyludniacz”), lekturze wywiadów z książki „Radykalni”, fascynacji tą wizją autentyzmu życia chrześcijańskiego, poetyką tekstów Tomasza Budzyńskiego.

Ale to nie plakat był przyczyną, dla której po kilku latach zapomnienia wydobyłam znowu na wierzch płyty Armii. Ten osobisty renesans wywołał zdaje się wywiad z Budzyńskim („Stańmy po stronie Zwycięzcy”, Tygodnik Powszechny 7 marca 2010) i jego fenomenalnie świeże słowa o sztuce, tak różne od wyjałowionego z sensu ekskrementalnego dyskursu wszechpanującego w działach o kulturze: „Sztuka sakralna to np. ostatnie obrazy van Gogha, który jest dla mnie świeckim mistykiem. A jak jest mistyka, to jest i Bóg. Zbanalizowane przez popkulturę „Słoneczniki” przedstawiają według mnie słoneczniki stojące już w niebie, na stole u Pana Boga. (…) I to jest dla mnie sztuka sakralna. Poezje Rimbauda, sonaty Debussy’ego, niektóre dramaty Becketta, powieści Kafki – chociaż nigdzie nie pada słowo Bóg. Impresjoniści – oni malowali rajskie ogrody. Nie raj utracony, ale raj z powrotem odnaleziony”.

Wracam do Armii, choć po pierwszym zachwycie zaczął mnie bawić i wciąż bawi styl tekstów Budzyńskiego, ulepiony z odwołań literackich, nonsensu i snów Budzego. Często zaciemnia to przekaz tak dalece, że autor musi w wywiadach objaśniać salta delfina i inne swoje wizje spoza świata jawy. To styl tak charakterystyczny, że zaprasza do gry na strunach parodystycznych. Voila (zastrzegam sobie prawa autorskie):

okno otwarte, wyblakłe strachy
smok śpi na górze z mojego zła
mistyczna walka, muszę stąd odjechać
zakochałem się późno, cyrkiel i ekierka

jak cherlawa zjawa pluskwy
czai się czarna godzina
zabiera mnie pociąg
co przejeżdża tylko raz

kolorowe kredki pakuję na wojnę
światło spada z chmury i jest tam gdzie było
dziecko rodzi się w trójkąt
przyspieszony oddech
Godot zabija Kaina
nie jest moją górą

umieram o zmierzchu
zabierz mnie tam
zabierz mnie tam
ostatnia godzina
ostatnie salto psa

Czy Budzyński odświeża język religijny? – zastanawiałam się, pisząc tydzień temu o Lao Che. Wydaje się, że raczej tworzy własny język, indywidualny i hermetyczny, którego wpływ zatrzymuje się tam, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna codzienność. Niemniej posłuchać warto.



Polecamy książkę Ewy Kiedio:



Ewa Kiedio poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (56)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?