Komentarze
blog ogólny
Forum Romanum

2 sierpnia 2010
Tomasz WiścickiPożegnanie z „Ósemkami”
Miłosników Teatru Ósmego Dnia spieszę od razu uspokoić: legendarny teatr istnieje, a jego aktorzy i współtwórcy czują się świetnie. Zwłaszcza we własnym mniemaniu. Stworzyli nawet nowe – bo ja wiem? przedstawienie? – chyba raczej działania parateatralne, którym pozwolę sobie nadać tytuł „Obrona Palikota”. Gdy wiceprzewodniczącemu PO zagroziło uroczyste pogrożenie palcem – do czego, rzecz jasna, jak zwykle zresztą, nie doszło – Teatr wysłał list biorący go w obronę i zapewniający o solidarności.
Jakiś czas temu pisałem w papierowej „Więzi” o przedstawieniu Teatru Ósmego Dnia „Teczki”. Przypomnijmy: artyści zajrzeli do swych ubeckich dossier i na tej podstawie stworzyli spektakl. Oglądając go, nie zastanawiałem się, czy „Ósemki” są za lustracją czy przeciw. Ich spektakl nie był ani pro-, ani antylustracyjny – był mądry i poruszający. Owszem, ktoś, kto uważa, że ubeckie materiały należy spalić albo zabetonować, zapewne nie zaakceptuje nawet takiego z nich korzystania. Jednak artyści, którzy – jak wynika z ich wypowiedzi przy różnych okazjach – nie są bynajmniej zwolennikami surowych rozliczeń z komunistyczną przeszłością, wznieśli się ponad doraźne kontrowersje. Stworzyli spektakl mówiący tyleż o komunizmie, ile o uniwersalnych mechanizmach opresji – i obrony przed nią; widowisko tyleż polityczne, ile osobiste – o upływie czasu. Dlatego ja, zdeklarowany zwolennik lustracji, mogłem bez żadnych wątpliwości zaakceptować ich wizję – ludzi, których innych wyborów nie podzielam. W sali, gdzie odbywało się przedstawienie, to wszystko nie było ważne.
Przy kolejnym przedstawieniu było już gorzej. Zapowiedzi i opisy „Paranoików i pszczelarzy” – zresztą w większości entuzjastyczne – sprawiły, że na spektakl się nie wybrałem. Nie, nie mam zamiaru pisać recenzji z nieobejrzanego przedstawienia. Być może wiele straciłem, być może jest to widowisko wielkie. Ale nie jest dla mnie. Nie da się przeczytać wszystkich książek, obejrzeć wszystkich filmów, spektakli i wystaw, wysłuchać wszystkich koncertów i płyt. Trzeba wybierać. Gdy dowiedziałem się, że zwolennicy kultywowania pamięci zbiorowej określeni zostali dźwięcznym mianem „paranoików” – wybór był jasny: dziękuję, nie skorzystam. Wolę towarzystwo „paranoików” – których skądinad niemało dzieli – a którzy wczoraj (piszę to 2 sierpnia) szczelnie wypełnili warszawski cmentarz wojskowy na Powązkach. Nowe dzieło „Ósemek” – inaczej niż poprzednie – było skierowane tylko do tych, którzy w pełni podzielają wizję świata jego twórców. Ja się do tych „wirtualnych odbiorców” (w dawnym, krytycznoliterackim sensie tego słowa) nie zaliczam.
No i teraz ta nieszczęsna „Obrona Palikota”... Jej twórcy uznają za „ironię” cyniczne chamstwo, niczym niepoparte insynuacje, naigrawanie się z tragicznej śmierci. Bronią „wolności”, nie zastanawiając się (pozornie), czemu i komu ona służy, w co i kogo jest wymierzona. Pozornie, bo chciałbym widzieć ich reakcję na „represje” spadające na kogoś, kto ostrze podobnej „ironii” skierowałby przeciwko ludziom, których twórcy „Ósemek” cenią i szanują.
Zjawisko fascynacji plugastwem przez niektórych artystów nie jest nowe. Stałym współpracownikiem „Nie” – symbolu podobnej nikczemności lat dziewięćdziesiątych – był Andrzej Czeczot, a berlińskim korespondentem – Waldemar Fydrych „Major”. Przygotowując „Więziowy” materiał o piśmie Urbana, w jednym z numerów znalazłem wywody Magdaleny Żuk – laureatki któregoś z krakowskich Festiwali Piosenki Studenckiej. Wszyscy ci ludzie za komuny byli związani z opozycją – tymczasem pod tekstem piosenkarki (o absurdzie weryfikacji SB) podpisaliby się oburącz ci, którzy się nią z ramienia „firmy” zajmowali. No ale Urban walczył z „czarnym” – symbolem „opresji” lat dziewięćdziesiątych, i wywoływał ogólny niesmak elit, więc artystycznym nonkonformistom w to graj. A pytania o to, jakim wartościom i interesom służy były rzecznik rządu, można zbyć wzruszeniem ramion. Podobny mechanizm działa zapewne teraz wobec Palikota – skoro „kaczyzm” jest upostaciowaniem wszelkiego zła, im mocniej się z nim walczy, tym większa zasługa. A co i kto pada ofiarą – jakie to ma znaczenie.
Jedynym jasnym punktem żałosnego spektaklu zasłużonego teatru jest niezapisany w scenariuszu akt drugi – reakcja władz Poznania, które dofinansowują teatr. Ostre słowa wiceprezydenta – dodajmy: z tej samej partii, której wiceprzewodniczy lubelski „ironista” – przywracają elementarną miarę rzeczy. Obrona – przez atak – Ewy Wójciak, zestawiającej słowa wiceprezydenta z niegdysiejszymi pogróżkami jakiegoś komunistycznego kacyka, każą przywołać słowa klasyka – o tragedii przy powtórzeniu zamieniającej się w farsę. Jeśli szefowa teatru nie widzi absurdu zestawiania komunistycznych represji z obecną sytuacją ich – i całej Polski... nie, z pewnością nie widzi, i to jest najsmutniejsze. Oni naprawdę są przekonani, że – jak dawniej – bronią wolności przed opresją. A zarzutu, że biorą – dobrowolnie, nieprzymuszeni – współodpowiedzialność za podłość, z pewnością nie będą chcieli zrozumieć.
I dlatego wątpię, bym miał kiedyś jeszcze ochotę obejrzeć nowy spektakl Teatru Ósmego Dnia. Nie zarzekam się – może coś się zmieni... Ale wątpię, by na tej drodze – od „Teczek”, przez „Paranoików i pszczelarzy”, po „Obronę Palikota” – było możliwe stworzenie przesłania uniwersalnego, jak dawniej. Szkoda.
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
2010-08-06 00:36:28 - opiekun ogrodów
Smutne to bez wątpienia. To tak trochę, jak z filmem "Skandalista Larry Flint" - człowiek, który wydawał pornograficzne czasopismo, został uczyniony symbolem walki o wolność słowa. Świat czasami naprawdę staje na głowie.
A ta nasza wojenka polsko-polska przyprawia mnie momentami o stany quasi-depresyjne. Nie tak dawno na facebooku na profilu pewnej osoby określającej się jako "zagorzała fanka PO" przeczytałem kilka wypowiedzi o "PiSowskim szambie", itp. W jakim cywilizowanym kraju tak się określa przecwiników politycznych?
Nasze życie publiczne sięgnęło dna...
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.