Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
16 maja 2011

Dziubdziuś i Kochane Zwierzątka




„Daj Boże każdemu przeżyć taką przyjaźń” – myślałam w trakcie lektury zbioru korespondencji Zbigniewa Herberta z Magdaleną i Zbigniewem Czajkowskimi, których poeta nazywał właśnie „kochanymi zwierzątkami”.

Poznali się przypadkiem na jednym z przyjęć organizowanych przez wspólnych znajomych w Warszawie w 1957 r. Widocznie polubili się od pierwszej chwili, skoro Czajkowscy zaprosili go na parapetówkę do nowego domu w Londynie, a on bez skrępowania zasiedział się jeszcze długo po rzeczonym przyjęciu. Tak zaczęła się ta niezwykła przyjaźń. „Zbyszek miał fantastyczne poczucie humoru – wspomina Magdalena Czajkowska. – Toteż opowiadaliśmy sobie różne śmieszne historie, pletliśmy niedorzeczności i płataliśmy figle. Och, mój Boże, jakie się Zbyszka trzymały kawały! Umiał żartować z sytuacji, ze śmiesznostek ludzkich, z samego siebie, słowem – miał ten rodzaj poczucia humoru, który w pełni nam odpowiadał. To była powierzchnia. Pod nią płynął nurt głębokiego wzajemnego zrozumienia, wspólnoty poglądów, a także naszego uznania dla jego twórczości i postawy moralnej”.

Skąd się wzięły „kochane zwierzątka”? Czajkowscy mieli psa, wilczura o imieniu Burek, którego traktowali z szacunkiem należnym członkowi rodziny. Gdy Burkowi było smutno, zwykł podchodzić do kogoś z rodziny, wyciągać łapę i marszczyć czoło w uważnym oczekiwaniu. Wówczas należało go za tę łapę delikatnie złapać i przemawiać doń uspokajającym tonem, dopóki nie odzyskał pogody ducha. Herbert śmiał się, oni wszyscy są jak takie kochane zwierzątka, które muszą się trzymać za łapę, żeby dzielnie stawić czoła przeciwnościom losu. Być może dlatego poeta nigdy nie zapominał w listach do przyjaciół przesyłać ukłonów nieocenionemu Burkowi.

A listów tych przez ponad 40 lat przyjaźni napisał mnóstwo. Część z nich zaginęła, ale z tych, które przetrwały, ułożył się zachwycający suplement do biografii Zbigniewa Herberta. Wyłania się z nich obraz człowieka o kapitalnym poczuciu humoru, szczerze oddanego i wiernego przyjaciela, a jednocześnie postaci niezwykle wrażliwej, która odbierała rzeczywistość wszystkimi zmysłami – potrafił pić na umór z rybakami w greckiej tawernie, a nazajutrz godzinami ślęczeć w muzeach nad starożytnymi wazami. Herbert z listów do Czajkowskich to nie spiżowa statua, niezłomny moralny odnowiciel narodu, ale czuły i mądry człowiek, który miał pecha (?) żyć w ciekawych czasach zmuszających go do ciągłych podróży do miejsc, „które nie były miejscami jego codziennej udręki” – jak to określił w moim ukochanym wierszu o Panu Cogito – podróżniku.

Przetestowałam tę książkę w podróży, pochłaniałam na przystankach tramwajowych, smakowałam, leżąc na trawie pod gruszą i zapewniam, że sprawdza się w każdych okolicznościach przyrody.

Książka Herbert i „Kochane Zwierzątka” ukazała się nakładem wydawnictwa „Rosner i Wspólnicy” w 2006 r.



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?