Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ogólny

Forum Romanum

blog ogólny
3 października 2011
Ewa Kiedio

Nie mów o mnie




Wypowiedź Ewy Kiedio ze spotkania o książce Nie mów o mnie. Z Zofią Morawską spotkania w Laskach, Dom Literatury, 27 września 2011 r.

Mówienie o Zofii Morawskiej stawia mnie w niekomfortowej sytuacji, ponieważ w przeciwieństwie do wielu spośród Państwa nie miałam okazji, aby poznać ją osobiście. Większość tego, co o niej wiem, zawdzięczam książce „Nie mów o mnie” przygotowanej przez Jacka Moskwę – rozmowie rzece, jaką przeprowadził on z panią Zulą. Za książkę tę jestem mu bardzo wdzięczna.

Jedynym sensownym sposobem wybrnięcia z mojego zadania wydaje mi się opowiedzenie o tym, co Zofia Morawska poprzez swoje wybory i swój sposób życia mówi do mnie. Być może choć w minimalnym stopniu będzie to też odpowiedź na pytanie: co mówi ona do mojego pokolenia?

Pani Zula przez 80 lat swojego życia pracowała dla dobra Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Tak konsekwentna praca w jednym miejscu zadziwia dziś, kiedy swoje zajęcia, zadania, obszary zainteresowań zmieniamy co kilka lat, może nawet co kilka miesięcy – czasami ze względu na rozedrganie świata zewnętrznego, niestabilność rynku pracy, czasem na skutek własnej chwiejności.

Jej intensywna praca dla Dzieła Lasek, opieka nad niewidomymi, zdobywanie funduszy, administrowanie i prowadzenie korespondencji, wiązała się z oczywistymi utrudnieniami, jakie wynikają z faktu, że była osobą niedowidzącą. Jest jednak jeszcze inna sprawa, o której może warto przypomnieć. Tak wielkie dzieło, jakim są Laski, wymagające aktywności na rozlicznych polach, zdobywania bieżących informacji, ciągłego podtrzymywania kontaktu z przyjaciółmi Dzieła, ofiarodawcami i innymi osobami – prowadziła ona bez ułatwień, jakie przynoszą dziś środki komunikacji takie jak telefon czy internet. Dla wielu osób jest to z pewnością oczywistość, mnie jednak trudno wyobrazić sobie ten sposób funkcjonowania. Z tym większym podziwem patrzę na pracę pani Zuli, w której domyślam się ogromnej samodyscypliny i doskonałego zorganizowania czasu.

Przy tym wszystkim uderzają słowa Zofii Morawskiej powtarzającej w rozmowie z Jackiem Moskwą: „Nie mów o mnie. Mów o dziele”. A także jej wypowiedź: „Nie mam tu żadnych zasług, wszystko zostało mi dane”.

Współpraca Zofii Morawskiej z innymi osobami zaangażowanymi w Dzieło Lasek nie zawsze układała się gładko. W książce „Nie mów o mnie” Jacek Moskwa pisze o tym następująco: „Jako «minister finansów» Lasek, obdarzona bezgranicznym zaufaniem ofiarodawców, chciała mieć udział we wszystkich decyzjach. [...] traktowała Laski na sposób patriarchalny, czy raczej matriarchalny. Po sporach, czasem ostrych, potrafiła jednak zmienić zdanie i przepraszać, że się uniosła”. Ten rys charakteru pani Zuli sprawia, że staje się ona kimś bliższym, jako osoba niewolna od zmagań z własnym charakterem. Co więcej: dostrzegając w sobie podobne tendencje do zagarniania przestrzeni na pewnych polach, widzę w tym cień nadziei dla siebie.

Zofia Morawska z wielkim szacunkiem, miłością i posłuszeństwem podchodziła do Matki Elżbiety Czackiej, twórczyni Dzieła Lasek. Widoczne jest to m.in. w tym fragmencie rozmowy z Jackiem Moskwą: „W pewnym momencie i ja musiałam dokonać wyboru: szczęście osobiste albo wierność Matce. Przyszedł czas, kiedy jak każda młoda kobieta zaczęłam myśleć o założeniu rodziny. Otrzymałam propozycję małżeństwa, byłam uczuciowo zaangażowana”. Ostatecznie Zofia Morawska nie wybrała szczęścia osobistego. Nie jest to postawa, wobec której łatwo przejść bez pytań. Mnie i moich znajomych wypowiedź ta sprowokowała ostatnio do blisko godzinnej rozmowy na temat własnych wyborów życiowych i preferowanych postaw.

Jest jeszcze jedna rzecz, której miała szansę doświadczyć Zofia Morawska, a wobec której jak sądzę nie tylko ja, ale także moi znajomi nie potrafimy przejść obojętnie. Chodzi o wspólnotę poszukiwań duchowych i intelektualnych, jaka zrodziła się w środowisku Lasek. Pani Zula w książce „Antoni Marylski i Laski” wydanej ponad 20 lat temu przez Znak mówi o tym następująco: „Antoni Marylski był człowiekiem, który miał wielki dar modlitwy, a jednocześnie potrzebę dzielenia się tym, co sam przeżywał, z najbliższymi osobami. Kiedy czytał jakąś książkę, zaraz zachęcał innych do jej lektury. [...] Jego przykład działał. Jeśli się kogoś lubi, to człowiek chce uczestniczyć we wszystkim, co tamtego raduje. Za jego przykładem wszyscy sięgaliśmy po trudne lektury. Taka była wówczas atmosfera w Laskach. [...] Kiedy tylko w Laskach pojawiała się jakaś interesująca książka z zakresu literatury religijnej, najczęściej francuska, czasem polska, zaraz stawała się wspólną własnością” (s. 153). Znalezienie się w grupie osób tak ściśle związanych ze sobą relacjami opartymi na najtrwalszym fundamencie to coś, o czym wielu z nas marzy. I byłoby wspaniale, gdyby to marzenie realizowało się w naszym życiu, wbrew pesymistycznym prognozom o postępującym rozpadzie więzi.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (236)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?