Komentarze
blog ogólny
Forum Romanum

10 listopada 2011
Jezus z Twittera
Fragmenty rozmowy Krzysztofa Ołdakowskiego SJ, redaktora naczelnego „Przeglądu Powszechnego”, z ks. Andrzejem Dragułą, członkiem Rady Naukowej Laboratorium WIĘZI.
W sierpniu błogosławiłem związek małżeński. Wziąłem do rąk tekst Ewangelii niedzielnej. Były w nim słowa: „kto chce pójść za Mną”. Widziałem wcześniej film, przygotowany przez amerykańską agencję reklamową, który mówi o naśladowaniu Jezusa za pomocą Twittera, gdzie jest funkcja „follow me”. To film, który pokazuje historię Jezusa, od powołania uczniów do śmierci. Jest też licznik „followers”, czyli zwolenników. Widać, jak ich liczba wzrasta, gdy są cuda, rozmnożenia, wskrzeszenia, a kiedy już jest Ogrójec, sąd, śmierć, liczba naśladowców spada. To nic nowego, Ewangelie mówią o tym samym. Ale uczepiłem się tego „follow”, bo przecież w angielskim „follow me” oznacza „idź za Mną”. Ktoś inteligentnie sobie pomyślał: tu jest „follow” i na Twitterze też jest „follow” – pokojarzmy to.
Wielu ludziom, którzy byli w kościele i nie wiedzą, co to jest Twitter, powiedziałem, że to taka ulepszona wersja Naszej-klasy. Ale są tacy, którzy twittują albo siedzą regularnie na Facebooku i dla nich te konteksty są zrozumiałe. Przykład Twittera jest jednym ze sposobów na przetłumaczenie sfery scenograficzno-fabularnej Biblii, ale jeszcze nie płaszczyzny sensu. Jednak bez rozumienia tej płaszczyzny scenograficzno-fabularnej, nie można zrozumieć sensu Ewangelii. Naszym pierwszym zadaniem jest więc wprowadzenie przez język katechetyczny i język kaznodziejski na nowo w świat Biblii, także przez próbę jej parafrazowania w nowoczesnym sposobie mówienia. Co zyskujemy? Nie dość, że zahaczamy o świat językowy współczesnych ludzi, to jeszcze zaczepiamy się o ich codzienne doświadczenie. Bo ich codziennym doświadczeniem jest na przykład Twitter i oni wiedzą, co to znaczy „iść za kimś”. Więc mogą sobie potem to przekombinować, jak to jest, iść za Panem Jezusem. To jest absolutnie konieczne.
- Tylko czy ta pogoń za formą nie spowoduje w pewnym momencie wypłukania sensu?
- Moim zdaniem nie. Jestem przeciwny czysto formalnym poszukiwaniom. Ważna jest treść. Chodzi o to, by mówca, czyli kaznodzieja, był zanurzony w języku współczesnego człowieka. Niestety, w sposób naturalny, przez to że seminarium, plebania i wszystko inne separuje go od normalnej rzeczywistości, następuje rozdźwięk między jego światem językowym a światem językowym słuchacza.
W kazaniach moich studentów wykreślam zdania typu: „musimy dzisiaj zawierzyć się Maryi”. Bo uważam, że zwykły człowiek tego zdania nie rozumie. Do tego zdania trzeba dorosnąć. Inne przykłady: „Otwórzmy dzisiaj serca Jezusa na Jego łaskę, pochylmy się nad swoimi grzechami…”. Normalni ludzie tak nie mówią. A ksiądz musi rozmawiać z normalnymi ludźmi. Posługiwanie się bełkotem spirytualnym, zrodzi u słuchaczy przekonanie, że to nie dla nich, że nie są w stanie osiągnąć tego, o czym słuchają. Sam ksiądz to rozumie intuicyjnie, a zwykły człowiek? „Macie naśladować Jana Pawła II”. To jest kolejne zdanie, które zawsze wykreślam. Bo jeżeli się tego naśladowania Jana Pawła II nie zoperacjonalizuje, jak mówi socjologia, jeśli się go nie przełoży na jakieś konkrety, to ten prosty człowiek sobie myśli: „Boże, Jan Paweł II, święty człowiek, błogosławiony, papież, a ja, jak ja mam go naśladować? Cóż ten ksiądz od nas chce?”.
Cały tekst można przeczytać tutaj.
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
2011-11-17 02:50:22 - VvthtXgfJbpaYSbp
This site is like a cslarsoom, except I don't hate it. lol
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.