Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

minutowe dialogi Atrakcyjnej Arabessy i Jasia Humusa

Mini-multi-kulti

minutowe dialogi Atrakcyjnej Arabessy i Jasia Humusa
21 marca 2012
Stanisław Strasburger, Rana Siblini

Świat idealnych zakupów




- Wiesz, w poniedziałek przeszedł do mnie sąsiad z akademika, skarżąc się na przykry zapach w kuchni. Okazało się, że zgniły mi pomidory. Okropnie się zawstydziłam, musiałam wyrzucić całe dwa kilo! Niestety, często zdarzają mi się podobne historie. Od ponad roku mieszkam w Niemczech, lecz ciągle nie radzę sobie z zakupami. Stale kupuję wszystko na kilogramy, jak moja mama w Bejrucie.

- Czyżby jakaś ukryta tęsknota? A może sama chcesz zostać mamą...?

- Żartujesz, Jasiu? Przecież nawet nie umiem gotować!

- Atrakcyjna Arabessa nie umie gotować?! Jak chcesz w takim razie znaleźć męża, nie mówiąc już o posiadaniu dzieci…

- Nie zrozumiałeś mnie! Poza tym kto powiedział, że arabskie kobiety muszą umieć gotować? Już zapomniałeś, po co przyjechałam do Niemiec? Przecież piszę tu doktorat! Nawiasem mówiąc, w Libanie jest wielu doskonałych mężczyzn-kucharzy… A jak wyglądają twoje zakupy w Bejrucie?

- Uwielbiam je! Te wszystkie urocze sklepiki osiedlowe… Jakby zapraszały mnie do codziennych zakupów. W Niemczech, a nawet w Polsce prawie nie ma już takich sklepów. Kiedy przechodzę obok nich, słyszę moje ulubione „Hi, kifak, ça va!”1, nawet kilka razy dziennie. Ostatnio na próżno szukałem ulubionego soku. Wreszcie, wracając, zapytałem właściciela sklepiku w sąsiednim budynku, czy może go zamówić. – Jasne! – odparł z radością. Na drugi dzień przyniósł karton z ośmioma butelkami. Teraz mam zapas. Dlaczego wcześniej nie przyszło mi do głowy, aby z nim porozmawiać? Albo ta staruszka z gór, która sprzedaje zioła na ulicy. Jak ją sobie przypomnę, aż mi się dusza śmieje!

- Zupełnie inaczej niż my. W domu w Bejrucie robimy zakupy raz w tygodniu i zawsze mamy zapasy. Może ze strachu, bo nigdy do końca nie wiemy, co może się zdarzyć... Wy na Zachodzie jesteście większymi optymistami. To prawda, że w Niemczech brakuje mi osobistego kontaktu ze sprzedawcą. Wczoraj przy kasie w supermarkecie zorientowałam się, że zapomniałam chleba. Zapłaciłam, a potem się wróciłam. To była chwila. Kasjerka udała, że mnie nie poznaje; była tak samo obojętna, jakby widziała mnie pierwszy raz. Mimo że widujemy się tak często, nigdy nie daje mi odczuć, że jestem stałą klientką.

- Rzeczywiście, w bejruckich sklepach panuje rodzinna atmosfera. Kiedy robię zakupy przed południem, spotykam głównie okoliczne gosposie z Bangladeszu czy Etiopii. Przychodzą do sklepu z kartką na zakupy. Ponieważ zwykle nie potrafią czytać po arabsku, dają ją sprzedawcy, a on chodzi z nimi po sklepie i pakuje im produkty do koszyka.

- A wiesz Jasiu, że możesz nawet kupować na kreskę? Przez tydzień, miesiąc, jak długo zechcesz!

- Nigdy nie próbowałem, ale czemu nie? Choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy chcę się aż tak bratać. Odrobina supermarketowej anonimowości dobrze mi robi. Sprzedawca, który przybiega, zagadując poufale i oferuje tysiąc niepotrzebnych towarów, okropnie mnie złości! I jeszcze klienci, którzy z rozbrajającym uśmiechem wpychają się do kolejki. – Mam tylko dwie rzeczy, mogę stanąć przed tobą? – A ja mam trzy – syczę wtedy przez zęby. Zakupy są niczym rodzinne niesnaski. Zwykle nie tracę opanowania, jak na północnego Europejczyka przystało, lecz nie jestem osłem, żeby stać dwa razy dłużej!

- Och ty byś zaraz chciał, aby wszystko było idealnie! Libańska serdeczność i niemiecki porządek w jednym. Ale świat nie jest doskonały… Choć to już zupełnie inna historia…

Cykl powstaje równolegle po polsku, arabsku i niemiecku. Projekt finansowany ze środków Nadrenii Północnej-Westfalii. Wspierany przez Instytut Książki oraz Instytut Goethego w Libanie.

Atrakcyjna Arabessa – Rana Siblini – pochodzi z Bejrutu. Jest edukatorką i filolożką-arabistką. Od jesieni 2010 mieszka w Niemczech. Na uniwersytecie w Münster pisze doktorat o nostalgii w arabskiej poezji emigracyjnej okresu średniowiecza.

Jaś Humus – Stanisław Strasburger – jest pisarzem, publicystą i animatorem kultury, specjalizującym się w zagadnieniach wielokulturowości. Pochodzi z Warszawy. Na co dzień przemieszcza się między Kolonią, Bejrutem i swoim rodzinnym miastem.

1 Wielojęzyczna forma pozdrowienia w Libanie używana przez młodzież. Składa się z angielskiego hi (cześć!), arabskiego kifak (jak się masz?) i francuskiego ça va (w porządku?)



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2012-03-26 14:57:02 - Matt

.. a ten sok to zapewne bananowo-truskawkowy? ;)


2012-03-25 21:42:53 - Danuta blaszczak Basmadji

Pozdrawiam Jasia Humasa...hi kifak ca va...z Madrytu,Polka jestem a meza mam Syryjczyka. Spotkalismy sie w Aleppo kilka lat temu.Cieszy mnie to Wasze przedsiewziecie. W dzisiejszym niespokojnym swiecie bardzo duzo moze znaczyc. Zawsze lepiej sie laczyc niz dzielic.
Pozdrawiam Rane.Mam corki w podobnym wieku,ktore tez robia doktoraty na obczyznie.Bardzo ciezko im bylo zaakceptowac europejska rzeczywistosc.Maja juz to za soba w jakims stopniu,ale jeszcze i chyba zawsze,pozostanie tesknota,smak, zapach,dzwiek jako bagaz emigranta.. Coz nostalgia zawsze drazni nasze serca na obczyznie.
Dobrze, ze ktos o tym mysli.


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (12)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?