Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ogólny

Forum Romanum

blog ogólny
20 marca 2009
Cezary Gawryś

Dobroczynność nie wystarczy




Dlaczego Ojciec Józef Wrzesiński może mieć znaczenie dla nas, Polaków? – pytał Cezary Gawryś na Walnym Zgromadzeniu ATD Czwarty Świat w Kielcach, 14 marca 2009 roku.

Jestem dziennikarzem, pracuję dla miesięcznika „Więź”. Tak się zdarzyło, że trzydzieści lat temu, w roku 1979, spotkałem się z ojcem Józefem Wrzesińskim. Będąc rok wcześniej we Francji poznałem przyjaciół, którzy byli związani z Ruchem ATD Czwarty Świat. Oni dali mój telefon i adres o. Wrzesińskiemu, który przyjechał do Polski po raz pierwszy w życiu i – jak się okazało – po raz ostatni, żeby dowiedzieć się, jak traktowani są u nas ludzie najubożsi – w Polsce, która po drugiej wojnie światowej była krajem rządzonym przez komunistów, głoszących hasło sprawiedliwości społecznej. Okazałem wtedy ojcu Wrzesińskiemu pomoc, na jaką było mnie stać. Poznałem go jako człowieka niesłychanie skromnego, zwyczajnego. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, że to jest tak wybitna postać. Był bardzo sympatyczny, cichy, uważnie słuchał tego, co mówili inni. Przeżyliśmy też przykrą przygodę. Ojciec Wrzesiński wraz z panią Alwine de Vos van Steenwijk, przewodniczącą ruchu, pod koniec pobytu w Warszawie zaprosili mnie i moją żonę na pożegnalny obiad do restauracji. I wtedy okazało się, że tego dnia ojcu Wrzesińskiemu ukradziono dużą sumę pieniędzy, którą przywiózł do Polski po to, żeby tutaj dać ją komuś, kto się zajmuje ubogimi. Nawet znalazł takiego księdza, ale właśnie wtedy mu te pieniądze ukradziono. Ojciec Wrzesiński opowiedział nam o tym fakcie jak gdyby z obojętnością. Mnie to zdumiało – jaka w tym człowieku jest zgoda na przyjmowanie ciosów ze strony losu! Broń Boże nie obraził się na polskie społeczeństwo, które reprezentowali przecież ci, którzy go okradli. A trzeba pamiętać, że o. Józef Wrzesiński miał w swoich żyłach krew polską, bo jego ojciec był Polakiem.

Potem napisał książkę, którą mi przysłał: „Polsko, jak ty traktujesz swoich ubogich?” To był rok 1981, już po zrywie Solidarności, po wprowadzeniu stanu wojennego, kiedy całe społeczeństwo i ja też byliśmy udręczeni sytuacją i stęsknieni za wolnością, za normalnym życiem. I ja, prawdę mówiąc, odłożyłem tę książkę na bok i pomyślałem sobie: Co ten ksiądz z Francji będzie mi mówił o jakichś najuboższych, kiedy my wszyscy tutaj jesteśmy biedakami pozbawionymi bezpieczeństwa, wolności, dobrobytu.

A teraz, proszę Państwa, chcę podzielić się z Wami moją opinią, nie tylko zresztą moją: ojciec Józef Wrzesiński to był prorok. A kto to jest prorok? Prorok to jest taki ktoś, kto mówi swojemu ludowi coś bardzo ważnego, a konkretnie wzywa go do nawrócenia na drogę sprawiedliwości. Prorocy Starego Testamentu wyrzucali ludowi Izraela, że nie przestrzega praw Bożych, bo źle traktuje ludzi ubogich, przybyszów, wdowy. To było pasją proroka. Prorok wołał: Zmieńcie się! Nawróćcie się, bo inaczej będziecie nieszczęśliwi. I jeszcze jedna rzecz cechuje proroka – że idzie pod prąd, mówi rzeczy niemiłe ludziom i jest źle przyjmowany. W pewnym sensie o. Wrzesiński został w Polsce źle przyjęty – choćby przeze mnie. Ale minęło dziesięć lat, przyszedł rok 1989, zmiana ustroju, i oto dziś mamy tę upragnioną, wytęsknioną wolność. Jest prawdziwym cudem historii, że tamten straszny system komunistyczny zakończył się, rozpadł – i to bez wojny, bez masakry, bez przelewu krwi. Jesteśmy wolni, jest demokracja i własność prywatna, gospodarka się rozwija, ale okazuje się, że ubodzy jak byli tak są, mało tego – jest ich coraz więcej!

Świat proponuje dwa lekarstwa na problem ubóstwa – rozwój gospodarczy i dobroczynność. Gdy nastąpi rozwój gospodarczy, to nie będzie ubogich? Guzik prawda! Jesteśmy dziś jako społeczeństwo bogatsi, a ubogich jest jeszcze więcej i są dużo biedniejsi niż byli, bo są bezdomni, upokorzeni, wyrzucani z mieszkań, pozbawieni często dostępu do edukacji, do opieki medycznej, i tak dalej. I drugie lekarstwo – dobroczynność.

My jesteśmy krajem katolickim, Kościół jest potężny i wszędzie się rozdaje zupki dla ubogich. I co z tego? Czy to likwiduje ubóstwo, nędzę, bezdomność? Ojciec Wrzesiński mówił: „Nie! Ani jedno, ani drugie nędzy nie zlikwiduje, trzeba pójść inną drogą”. Trzeba w ludziach ubogich dostrzec godność człowieka. Co to znaczy? To znaczy, że w każdym człowieku ubogim trzeba dostrzec taką jak my istotę ludzką, która chce być zauważona i uszanowana, która pragnie decydować o swoim losie, ma jakąś historię, ma rodziców, przodków, dzieci, ma jakieś marzenia, tęsknoty, pomysły, ma nam także od siebie coś do dania. Człowiek wydziedziczony ze wszystkiego to nie jest jakiś bezwolny przedmiot, któremu my, wspaniali, zaradni i bogaci, coś damy, lepiej się przez to poczujemy i wszystko będzie rozwiązane. Nie! My musimy się z nim spotkać jak człowiek z człowiekiem. Jak to robić? To już zależy od naszej wyobraźni.

Dzisiaj w Polsce mamy szeroko rozwiniętą dobroczynność. Opowiem Państwu na koniec o pewnym swoim przeżyciu. W Warszawie, gdzie mieszkam, jest kilka stołówek dla bezdomnych, jedną z nich prowadzą zakonnicy, wspaniałe zgromadzenie, nastawione na służbę potrzebującym, mają swój klasztor w samym sercu Warszawy. W samo południe otwierają drzwi od ulicy – bezdomni i ubodzy mogą zjeść ciepły posiłek. Już mniej więcej od dziewiątej rano na ulicy zaczyna się ustawiać kolejka, wzdłuż chodnika, akurat w miejscu, gdzie jest przystanek autobusowy. Często tamtędy jeżdżę. Co parę minut powtarza się ta sama sytuacja: zatrzymuje się autobus, z jednej strony za szybą siedzą pasażerowie, z drugiej strony stoi kolejka tych biedaków, którzy czekają na otwarcie darmowej stołówki, żeby zjeść swój jedyny posiłek dnia. I tak się patrzymy sobie twarzą w twarz. Ja odwracam wzrok, bo widzę, że oni są zawstydzeni. To twarze normalnych ludzi, szlachetne, wrażliwe, inteligentne. A jednocześnie oni są wystawieni na pokaz, jakby napiętnowani. Dobroczynność płynąca z najlepszych pobudek jednocześnie ich upokarza, wyklucza. Jak to robić inaczej? Żeby pomagać, ale nie upokarzać?

Ojciec Wrzesiński znalazł się pewnego dnia w obozowisku dla bezdomnych rodzin, gdzie żyło kilka tysięcy osób z dziećmi, w strasznych warunkach, w zimnie, błocie i nędzy, wśród wzajemnej agresji i przemocy, a działało tam kilkadziesiąt organizacji dobroczynnych, które przywoziły tym ludziom używane ubrania i przeterminowane, nadpsute produkty żywnościowe. I pierwsza rzecz, jaką zrobił ojciec Wrzesiński, to powiedział: „Dość z dobroczynnością! Koniec z darmowym rozdawnictwem! Będziecie zarabiać i płacić”. Ludzie się oburzali: „to jakiś szaleniec! wariat! on chce nas zniszczyć!” A on był prorokiem. Ale co zrobił jednocześnie? Zorganizował warsztaty, pralnię, salon kosmetyczny dla pań, wspólnie wybudowali piękną kaplicę. Aby ci ludzie mieli dostęp do cywilizacji i kultury. Oni wreszcie poczuli się ludźmi – i tak się wszystko zaczęło...



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2014-03-10 14:27:03 - WojtekSek

Witam. Proszę o przekazanie 1% podatku na [url=www.hospicjum-podkarpackie.pl]Podkarpackie Hospicjum[/url] dla dzieci w Rzeszowie.


2009-03-21 17:04:11 - Mario

Dobry tekst, zgadzam się z jego tezą. Autor porusza ważny temat i trafnie diagnozuje problem (dobroczynność ma istotne wady). Mam tylko wrażenie, że od diagnozy do skutecznego remedium jest droga tak daleka jak z Ziemi do Marsa. Ale to nie oznacza, że nie należy o problemie mówić. Wręcz przeciwnie – zdecydowanie należy. Kiedyś przecież ludzie polecą na Marsa. No tak, tu trafność porównania się kończy - właśnie przypomniałem sobie ewangeliczne słowa „ubogich zawsze mieć będziecie”… Czyli: never ending job.


2009-03-20 20:43:50 - Michał

Bardzo ciekawy i poruszający tekst. Daje dużo do myślenia.


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (236)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?