Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Konrada Sawickiego

Z obu stron

blog Konrada Sawickiego
6 lutego 2013
Konrad Sawicki

Cała prawda o katolicyzmie otwartym




Skąd wzięło się określenie „Kościół otwarty”? Do polskiej publicystyki wprowadził je Juliusz Eska (1927-1997) – powstaniec warszawski i wieloletni zastępca redaktora naczelnego WIĘZI. Przez sześć lat (1957-1963) pracował nad książką, która była owocem jego lektur i przemyśleń z okresu tuż przed rozpoczęciem II Soboru Watykańskiego oraz w pierwszych latach trwania obrad. Dał jej tytuł, który dziś – dokładnie po 50 latach – nadal wzbudza emocje: „Kościół otwarty”. Co miał na myśli, używając tego pojęcia?

Jako że jest to tekst niejako źródłowy, warto do niego wrócić i zderzyć z tym, co dziś myślimy i z tym, co się dość często obecnie krytykuje. Oto kilka tez krytycznych – oskarżeń – kierowanych wobec nurtu katolicyzmu otwartego. Tez, które będą się tu przeglądać w książce Juliusza Eski jak w lustrze. Spójrzmy w to lustro i zobaczmy, czym tak naprawdę miał od początku być katolicyzm otwarty.

Zarzut 1: Wszystko co dobre w Kościele, ma źródło w Soborze Watykańskim II. To co przed nim jest mało istotne. Prąd wielkiej odnowy rozpoczął się od Leona XIII (1878-1903), który zainicjował dość szeroko zakrojoną reformę „wychodzenia z zakrystii”. Niedocenianie tego okresu jest poważnym błędem. Ale jednocześnie Eska daje wyraz przekonaniu, że sobór jest w jakimś sensie wyjątkowy. Jego zdaniem nie było w historii Kościoła reformy sięgającej tak głęboko, dotykającej zagadnień tak fundamentalnych, a zarazem równie szerokiej i powszechnej w zakresie objętych nią spraw i problemów.

Zarzut 2: Zgubne dostosowywanie się do współczesnego świata. Prąd odnowy przyniósł powrót do źródeł, pogłębienie samowiedzy Kościoła i postulował dostosowanie – nie tyle do świata w ogóle, ile do jego specyficznych potrzeb, a to spora różnica. Na soborze Kościół chciał lepiej i głębiej zrozumieć swą istotę, aby na nowo ułożyć swoje stosunki ze światem, nie odwracając się od niego, lecz afirmując i uświęcając rozwój historii.

Zarzut 3: Uwspółcześnianie Kościoła fałszuje jego naukę. Czy wystarczy zmienić język i metody działania, by już wchodzić w dialog ze światem? Juliusz Eska odpowiada na to pytanie negatywnie, a takie uproszczone podejście nazywa wprost wulgaryzacją prawdy o uniwersalizmie Kościoła. Formy zewnętrzne są ważne, ale nie one stanowią istotę problemu. Ta, według redaktora WIĘZI, polega na nieustannej pracy nad zrozumieniem i uświęceniem konkretnych ludzi, konkretnego życia, tkwiącego w określonych sytuacjach w określonym czasie. Dopiero z tego zrozumienia winny rodzić się specyficzne formy i język.

Zarzut 4: Deprecjonowanie tradycji, brak ciągłości. Wręcz przeciwnie. Eska na kartach „Kościoła otwartego” jest orędownikiem tradycji oraz jej ciągłości. Żadna nowa epoka nie przekreśla wszystkiego, co zbudowały poprzednie. Współczesność charakteryzuje zawsze pewne połączenie tradycji z nowoczesnością, a harmonia tego połączenia jest decydująca. Także współczesność Kościoła winna być taką harmonią tradycji i nowoczesności.

Zarzut 5: Rezygnacja z misyjności. Wielka odnowa zmodyfikowała tradycyjną metaforę Kościoła pielgrzymującego przez świat, by zaakcentować prawdę o Kościele pielgrzymującym razem ze światem. Misja Kościoła wobec współczesnego człowieka polega na zwróceniu go ku Chrystusowi i jego ostatecznemu celowi, na dopomaganiu mu w jego drodze do Boga. Jeśli z jakichś przyczyn cel ten nie jest w danym momencie możliwy do osiągnięcia, misja ta polega na tym, by życie człowieka było przynajmniej dobre, choćby miało nawet być przy tym oparte o światopogląd niereligijny – uważa Juliusz Eska.

Zarzut 6: Bliski kontakt ze światem laickim to paktowanie ze złem. Jedyną misją, jaką współczesny świat jest zdolny przyjąć, jest podzielanie z nim trudu jego sytuacji, warunków egzystencji oraz współudział w rozwiązywaniu problemów, które przed nim stoją – pisał publicysta WIĘZI 50 lat temu. Nie pouczanie z zewnętrznych pozycji autorytetu, ale pójście razem i apostolstwo obecności.

Zarzut 7: Rezygnacja z nieustannego wzywania do nawrócenia. Postawa otwarta świadomie rezygnuje ze środków bogatych, nacechowanych siłą, groźbą czy też wzbudzaniem strachu. Nie tylko dlatego, że nie szanują one godności człowieka, ale również dlatego, że sprzeciwiają się one naturze samej wiary, której istota leży w świadomym i wolnym akcie. Stąd tak ważne jest dążenie do tego, by człowiek – o ile to możliwe – stał się najpierw wolny, zanim zostanie prawdziwym chrześcijaninem. Pojęciu misji ograniczającej swą funkcję do prowadzenia ku sakramentom, Eska przeciwstawia misję rozumianą jako chrystianizację dogłębną.

Zarzut 8: Ostra krytyka zaangażowania Kościoła i kleru w politykę. Juliusz Eska przypomina nauczanie Jana XXIII i jego politykę tak zwanego aktywnego neutralizmu. Chodziło w niej o pozytywne zaangażowanie bez utożsamiania się z żadną stroną politycznego sporu. Jest to o tyle ważne, że Kościół ma tu również kolejne zadanie do spełnienia: budowanie jedności społeczeństwa. Naturalnie biskupi wielokrotnie będą krytykować takie czy inne fakty społeczne oraz tych czy innych polityków. Otwartość w tym wypadku zakłada, że nie wolno dopuścić do „koegzystencji plecami”. Jedność społeczeństwa jest w kategoriach chrześcijańskich dobrem moralnym, do którego Kościół powinien nieustannie dążyć.

Zarzut 9: Zaangażowanie w ekumenizm, dialog międzyreligijny i dialog z niewierzącymi. Postawa otwarta wiernych innych wyznań i religii proponuje traktować jako partnerów wspólnej służby wobec ogólnoludzkiej społeczności. Tym, co może nas łączyć, jest nie tylko wiara w jedynego Boga. Płaszczyzna wspólnoty jest o wiele szersza. Obejmuje już nie tylko ludzi wierzących, ale w ogóle wszystkich, którzy zachowali wiarę w istnienie wartości moralnych. Elementem łączącym jest przeciwstawienie się materializmowi oraz walka o miejsce dla wszystkich wartości, których uznanie i którym służenie sprawia, że człowiek pozostaje naprawdę człowiekiem.

Zarzut 10: Wywyższanie się, izolowanie i dzielenie Kościoła. Juliusz Eska przestrzega przed dwoma niebezpieczeństwami. Po pierwsze, by pojęcia Kościoła otwartego nie ograniczać nigdy do żadnego konkretnego środowiska, gdyż na otwartość monopolu nie posiada żadna organizacja, instytucja ani ruch. Po drugie, by za wszelką cenę wystrzegać się zbanalizowania treści tego określenia. Rzecz w tym, aby otwartość nie oznaczała schlebiania aktualnej modzie, lecz coś o wiele głębszego – wierność przesłaniu Ewangelii, którym się przede wszystkim żyje.

Szerokie i szczegółowe omówienie „Kościoła otwartego” Juliusza Eski – wraz z rozwinięciem zasygnalizowanych tu tez – ukazało się właśnie w kwartalniku WIĘŹ wiosna 2013.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (49)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?