Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ogólny

Forum Romanum

blog ogólny
24 maja 2013
Ewa Karabin

Niewidoczni




Czwartek, godz. 19.00. Z małej salki w podziemiach kościoła Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim w Warszawie dobiega szmer rozmów i głośne wybuchy śmiechu. W środku kręci się kilka osób, ktoś kładzie na stół chleb, ktoś inny ser, wędlinę, masło. W prowizorycznej kuchni gotuje się woda na herbatę. Co chwila ktoś wchodzi witany radosnymi okrzykami. Wszyscy gromadzą się dookoła dużego stołu, gdzie w ciągu niecałej godziny zostanie przygotowane ok. 140 kanapek. Jak co tydzień, zaczyna się właśnie spotkanie wspólnoty Sant’Egidio.

SPOTKANIE Z INNYM

Na co dzień Ania – filigranowa blondynka – zarządza projektami w firmie informatycznej. Ze wspólnotą po raz pierwszy zetknęła się dwa i pół roku temu przy okazji organizowanej przez Sant’Egidio „Wigilii z ubogimi”. – Myślałam, że pomogę w przygotowaniach, posprzątam, pozamiatam. Przyszłam i poznałam bezdomnego mężczyznę, z którym przegadałam kilka godzin. Miał na imię Wiesiek. To było dla mnie niezwykłe – podczas pierwszego spotkania śmiałam się przy nim przez cały wieczór. Wróciłam tu, bo bardzo chciałam go znowu zobaczyć.

Tradycja świątecznego obiadu z potrzebującymi sięga 1982 r., kiedy po raz pierwszy ubodzy zasiedli wraz z członkami Sant’Egidio do wspólnego stołu w Bazylice Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu w Rzymie. W warszawskim kościele Wszystkich Świętych takie spotkania odbywają się od czterech lat. Członkowie wspólnoty osobiście zapraszają na tę uroczystość swoich bezdomnych przyjaciół, a ci przyprowadzają swoich znajomych. Zawsze jest trochę niespodziewanych gości, ale na stołach jest więcej niż jeden talerz dla zbłąkanego wędrowca i akurat tutaj zawsze się przydaje. Zeszłoroczna wigilia zgromadziła 160 bezdomnych i drugie tyle wolontariuszy. Część z nich zostaje na dłużej.

– Na początku nie było łatwo – wspomina Anna, studentka hungarystyki. – Bałam się, że nie będę wiedziała, o czym rozmawiać z człowiekiem bezdomnym. Co mam zrobić, żeby kogoś przez przypadek nie urazić? W rozmowie unikałam słowa „dom”. Wydawało mi się, że popełnię jakąś gafę, gdy powiem: „idę do domu”.

Ryszard Kapuściński, odbierając w 2004 r. doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówił: „Kiedy zastanawiam się nad swoimi, długo już trwającymi, podróżami po świecie, czasem wydaje mi się, że najbardziej niepokojącym problemem były nie tyle granice i fronty, trudy i zagrożenia, ile wielekroć odżywająca niepewność o rodzaj, jakość i przebieg spotkania z Innymi, z innymi ludźmi, z którymi zetknę się gdzieś w drodze. Wiedziałem bowiem, że wiele, a nieraz może i wszystko, będzie od tego zależeć. Każde takie spotkanie było niewiadomą. Jak przebiegnie? Jak się potoczy? Czym zakończy?”.

Gdy owym Innym jest człowiek pozbawiony domu, mieszkający w kanałach, brudny i głodny, niepewność wzrasta. – Byłem zaskoczony tym, jak bardzo ludzie, których spotykamy, potrzebują kontaktu, rozmowy, jak bardzo są otwarci – opowiada Oskar, student SGH i dziennikarz. – Dopiero to doświadczenie przełamało mój lęk.

Cały tekst można przeczytać na stronie „Tygodnika Powszechnego”.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (236)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?