Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Kiedio

Tuż obok

blog Ewy Kiedio
29 lipca 2009

Powstanie z Madonnami




Zbliżająca się 65. rocznica Powstania Warszawskiego przywoła, być może ze zwielokrotnioną siłą, coroczne spory i sarkania dotyczące już nie tylko sensowności samego Powstania, ale też sposobów i form jego upamiętniania. Spodziewam się, że scenki odgrywane przez grupy rekonstrukcji historycznej jak zwykle spotkają się z krytyką, a przy okazji padną znów te same pytania o dzisiejsze poczucie patriotyzmu.

Omijając tego typu wtórne rozważania, zastanawiam się, w jaki sposób sama mogłabym „uczcić” tę rocznicę. Stawiam cudzysłów, bo nie chodzi mi wcale o oddawanie czci, żaden odpowiedni czasownik nie chce się jednak nasunąć – może nie zna go polszczyzna. Nie tyle interesuje mnie bowiem hołd dla bohaterów walki, ile spotkanie z żyjącym w tamtym czasie człowiekiem i zgryzienie jakiejś części jego doświadczenia. Zwłaszcza tego, co w nim uniwersalne, a więc w swej chropowatości możliwe do wymacania: wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, ale czasem konieczność pogodzenia się z losem i po prostu czekania; bycie sprowadzanym do statusu zwierzyny łownej i walka o ocalenie godności, gdy wśród ruin szuka się resztek zdatnych do zjedzenia.

Dwa lata temu możliwość choć minimalnego wejścia w Burzę (ale większe chyba nie jest możliwe) dała płyta Lao Che. Szukam jednak kolejnych bodźców, i to takich, które dadzą pojęcie o życiu codziennym w czasie Powstania, a nie dokonaniach i klęskach walczących. Na razie przeglądam książkę „Kapliczki warszawskie” wydaną przez Dom Spotkań z Historią – prezent od Przyjaciela. Zdjęcie z sierpnia 1944 roku, szara ściana kamienicy na Powiślu i krąg osób zebranych przy kapliczce, jakby grzejący się przy ognisku. Wspólnota lokalna, jakiej dziś już nie ma – wchodząc na klatkę, na wszelki wypadek każdemu mówię „dzień dobry”, nie odróżniając mimo najlepszych chęci lokatorów od ich gości. Dokonywane razem sąsiedzkie dzieła tak intymne jak modlitwa wydają się zdarzeniami ze świata baśni – tych, co dzieją się tylko w krainie Czarno-Biały Kadr. Ona już nie istnieje, Madonny ocalały, ukazując swoje zaskakujące oblicza. (Moja ulubiona ma błękitne powieki, ba! całą oprawę oka. Na zdjęciu nie widać akurat, czy tak jak wiele innych, modli się na różańcu za swoim własnym wstawiennictwem, nieświadoma, że popełnia rażący anachronizm).

...Madonny ocalały, ale nie modli się przy nich prawie nikt. Ostatnim, którzy o nie dbają, nie można jednak odmówić fantazji w próbach rozpoznania potrzeb Panienki z kapliczki: „Umalowałam Bozię ślicznie, jak nie wiem”; „Wzięłam obraz do siebie, postawiłam w oknie, tak żeby Matka Boska widziała ulicę”. Uśmiecham się, ale wolę powrócić do zdjęcia z Powiśla.



Polecamy książkę Ewy Kiedio:



Ewa Kiedio poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (56)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?