Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Kiedio

Tuż obok

blog Ewy Kiedio
2 września 2009

Przepraszam, mam dysmoralię




Od tych, którzy na zręby każdego problemu społecznego wkraczają ze sztandarem tolerancji i równości, by zatknąć go na nosie oponenta, po tych, którzy powtarzają „a ja to między bajki włożę”. Taki przegląd postaw wyłania się w debacie publicznej, jak też w rozmówkach towarzyskich nadto często. Nie minęła bez niego także sprawa decyzji MEN dotycząca ulg egzaminacyjnych dla osób z dysleksją i dyskalkulią.

Nie dysponuję odpowiednią wiedzą, aby wypowiadać się na temat tych zaburzeń, ale psychologom, którzy zgłębiają problem, sugerowałabym dopisanie na listę popularnych ułomności kilku innych. (Tak, wiem dysleksja, dysgrafia, dysortografia, dyskalkulia to wcale nie ułomności. Kajam się za moje potknięcie w postępowaniu szlakiem politycznej poprawności. Nie są to też wady rozwoju, defekty ani słabości i... właśnie dlatego muszą być w cyklu edukacji tak poważnie brane pod uwagę).

Społeczeństwo dotknięte jest więc m.in. poważną nieułomnością, którą nazwać by można dysestezją, gdyby nie to, że termin taki już w medycynie istnieje na określenie zupełnie innego typu nieproblemów. Dysestezja (albo powiedzmy dyspulcheria) widoczna jest np. wśród miłośników popularnej sieci meblowej, której głównym i bodaj jedynym atutem jest cena produktów. Przedziwne te osoby przypisują jednak owym najprostszym z możliwych mebli, niewychodzącym fantazją poza kształt prostokąta, cechy takie jak: gustowny, ładny, stylowy. Ba! oddają się nawet marzeniom o umeblowaniu całego mieszkania wyłącznie wytworami tejże firmy, co w moim mniemaniu musiałoby prowadzić do smutnego skutku postępującego wyjaławiania duszy z poczucia piękna i odbiłoby się także na ich innych walorach psychicznych. De gustibus non est disputandum? Ależ to bardzo nudne, a na dodatek niebezpieczne! Nie wierzę bowiem, aby przestrzeń, w której co dzień poruszamy się i jesteśmy, pozostała bez wpływu na kształt naszej formacji wewnętrznej.

Poza tym kwestia jest tu innego rodzaju, nie chodzi bowiem o to, czy ktoś woli kolor czerwony, czy zielony, stoliczek rokokowy, czy stolisko typu biedermeier, subtelności Fra Angelico, czy ciemność i dramatyzm Rembrandta. Problemem jest tu mentalna sytuacja osoby, która w zasadzie mogłaby powiedzieć: „moją ulubioną bryłą jest punkt, a kolorem przezroczysty”. Powiedzenie o całkowitym braku gustu staje się tu bardzo dosłowne. Wszak gust to sfera wyborów estetycznych – jaki to wybór, kiedy decydujemy się na nic, bezkształt, samą funkcjonalność? Kolejnym krokiem może być już tylko zupełne nieistnienie rzeczy. Wystarczy przejrzeć kilka stron lub magazynów designerskich, by wyczuć dominujące w nich słowa i wyznaczane przez nie wartości. Dobre jest to, co minimalistyczne, ascetyczne, surowe, proste i oszczędne w formie.

Obok dysestezji w zastraszającym tempie szerzy się drugi niedefekt – dysmoralia, na którą koniecznie należy wystawić zaświadczenia, gwarantujące łagodne traktowanie w razie zachowań łamiących normy ludzkiego współbytowania. Opiera się ona zresztą na tej samej zasadzie, co dysestezja – króluje tu minimalizm, w tym wypadku minimalizm etyczny. Codzienny spacer ręka w rękę tych dwóch niedysfunkcji to w rzeczywistości nic nowego. Idea kalokagatii, związku między dobrem i pięknem, nie jest przecież odkryciem nowożytnym. Wycinając jedną z tych wartości, nie dziwmy się, że po drugiej pozostają jeno paproszki.



Polecamy książkę Ewy Kiedio:



Ewa Kiedio poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (56)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?