Komentarze
słowo na dziś
Tydzień z ks. Janem Kaczkowskim
4 kwietnia 2016
Dzień piąty
Nie doceniamy zwykłej bliskości, przytulania, głaskania – często patrzymy na tego rodzaju gesty podejrzliwie, także w Kościele. Dziś zbyt często wszystko kojarzy się nam seksualnie. Zupełnie niepotrzebnie. Przytulanie jest cudowne, jest słodkie. Mówiłem kiedyś kazanie o przytulaniu, czyli o tym, jak się przygotować na najtrudniejsze momenty w życiu. Mówię absolutnie poważnie – przytulanie i tego rodzaju czułe gesty okazują się tu bardzo pomocne. Kłopot w tym, że my nie tylko ich nie doceniamy, ale często nie potrafimy ich okazywać. Bliskości nie można się nauczyć, nie ćwicząc jej. A niestety, ten rodzaj ćwiczeń wciąż jest bardzo trudny dla dużej części facetów. Ciągle jeszcze się zdarza, że właśnie ojcowie w relacjach z dziećmi, zwłaszcza synami, stosują zasadę, że mężczyzna to nie mazgaj, czyli nie płacze, i nie baba, żeby go brać na kolana czy przytulać. Rzeczywiście, dwudziestolatka brać na kolana byłoby trudno, zwłaszcza jeśli przerósł nas o głowę, ale dlaczego go nie przytulić?
Jedno z moich najcudowniejszych wspomnieć z dzieciństwa to zapach mojego ojca i to, jak wyciągał nas, dzieciaki, za nogi z łóżka; że można było się po nim wspinać, siłować z nim. Oczywiście, są różne modele wychowania, mój dom był akurat pod tym względem bardzo liberalny. Ale przecież w zupełnie tradycyjnym sposobie wychowania również jest miejsce na bliskość między rodzicami i dziećmi czy między rodzeństwem. W dorosłym życiu ta potrzeba bliskości w nas nie zanika i dotyczy to, oczywiście, również celibatariuszy. Choćbyśmy nie wiadomo co z nią robili, ona po prostu w nas jest. Nie możemy dać się wykastrować z naszej potrzeby bliskości – ona jest bardzo ważna i bardzo potrzebna.
Z: Szału nie ma, jest rak. Z ks. Janem Kaczkowskim rozmawia Katarzyna Jabłońska
Książka jest dostępna tutaj.
Fot. Marcin Kiedio
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.