Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do bloga

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
10 kwietnia 2015

Tylko czułość idzie do nieba




Wśród wielu typologii, które ludzkość wymyśliła, by usystematyzować swoje lektury, jest też taka, który dzieli książki na twory jedno- i wielorazowego użytku. Raz jeden z reguły czytamy książki pod przymusem w szkole, raz jeden też najczęściej czytamy kryminały, choć tu jest szansa, że pojawiające się z wiekiem luki w pamięci przywrócą nam utraconą radość z odkrycia, kto jest mordercą.

Na drugim biegunie czytelniczych przyjemności są książki, do których lubimy wracać, które są lejtmotywem niezastąpionych wieczorów w fotelu, a na regale mają mocną pozycję na półce na wysokości wzroku. Bez wstydu przyznam, że u mnie na tej półce stoją książki z dzieciństwa, ale zaraz obok są też te ciut poważniejsze. Wśród nich od wielu lat jest „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa. To książka, która chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

Gdy przeczytałam ją po raz pierwszy jako okolczykowana nastolatka w glanach, zachłysnęłam się brawurowymi opisami wybryków Behemota, Korowiowa i Azazella, egzotycznymi już dla mojego pokolenia realiami funkcjonowania w Rosji lat 30., ale chyba przede wszystkim epickim rozmachem miłości Małgorzaty (ach, co to była za kobieta!), która gotowa była za swoim ukochanym literalnie pójść do piekła.

Gdy tę samą powieść czytałam na studiach teologicznych, odkryłam dla siebie tzw. wątek jerozolimski. Z czujnością początkującej teolożki wyłapywałam wszystkie odstępstwa od ortodoksji, nie mogąc się uwolnić od poczucia, że ta fikcyjna opowieść mówi coś zupełnie serio o naszej relacji do Boga i stawia pytania, z którymi będę się zmagać przez długie lata. I nie pomyliłam się.

Kilka dni temu opowieść Bułhakowa znowu stanęła mi przed oczami. Choć widziałam wiele prób inscenizacji tej książki, żadna mnie nie przekonuje, zapewne dlatego, że niezwykła plastyczność opisu od pierwszej chwili wryła mi się w wyobraźnię w postaci gotowych obrazów, a nie słów. I tak gdy w Wielki Piątek słuchałam Janowej relacji o rozmowie Piłata z Jezusem, widziałam wyraźnie zalany światłem pałacowy dziedziniec z jasnego wapienia i Piłata na kamiennym tronie, który w ten rozpalony słońcem poranek musiał zadawać prokuratorowi dodatkowy ból, potęgując dotkliwą migrenę męczącą go od pierwszych chwil tego koszmarnego dnia.

Po powrocie do domu od razu sięgnęłam po książkę, właściwie tylko po to, by sprawdzić, na ile mogę ufać pamięci, ale wystarczyło kilka stron, bym po raz kolejny przepadła z kretesem. Czytam ją zatem jako kobieta w wieku, który jeszcze 50 lat temu uznalibyśmy za średni, i znowu nadziwić się nie mogę temu wszystkiemu, czego wcześniej jakoś nie dostrzegałam, a teraz wydaje mi się tak piękne. Gdy próbuję te okruchy zlepić w jedną całość, przychodzi mi do głowy tytuł tomiku Tomasza Jastruna: „Tylko czułość idzie do nieba”. Tak, dostrzegam w tej opowieści niezwykłą czułość wobec jej nieszczęsnych bohaterów, wobec tej nieludzkiej ziemi, wobec całego świata. Ale co najbardziej mnie dziś uderza, to niezwykła czułość w opisie postaci Jeszui. Zwykliśmy mówić o Nim z miłością, uwielbieniem, czcią, ale z czułością? Może gdy był niemowlęciem, to jeszcze tak, ale o dorosłym mężczyźnie? O Bogu? A Bułhakow to właśnie potrafił. Jego Jezus momentami jest tak nadzwyczajnie zwyczajny, że aż wzrusza. Kiedy ostatnio wzruszył was Bóg wszechmocny?

Podczas ubiegłorocznej pasterki papież Franciszek mówił: „Jak bardzo dzisiejszy świat potrzebuje czułości! [...] Panie, pomóż mi być takim, jak Ty, obdarz mnie łaską czułości w najtrudniejszych okolicznościach życia, daj mi łaskę bliskości w obliczu każdej potrzeby, łagodności w każdym konflikcie”.



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2015-04-23 20:56:16 - Katarzyna Rybarczyk

O matko! Jaki piękny tekst!


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?