Korepetycje z Jana Pawła II

Jan Paweł II

Korepetycje z Jana Pawła II

Zbigniew Nosowski

Korepetycje z Jana Pawła II - 21 marca 2011

Nowy Mojżesz, towarzysz w drodze, Ze Stefanem Frankiewiczem rozmawia Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2003 nr 10.

– Rzeczywiście, od 1997 roku siedziba polskiej ambasady przy Stolicy Apostolskiej i rezydencja ambasadora znajdują się tuz koło rzymskiego getta, w pobliżu jego centrum. Przez cztery lata codziennie obcowałem z widokiem historycznych budowli tej najstarszej w Europie dzielnicy żydowskiej – Portico del d’Ottavia z drugiego wieku przed Chrystusem, czy wielkiej synagogi, której dniem i nocą strzegą posterunki uzbrojonych po zęby karabinierów. Jednocześnie obserwowałem liczne tu warsztaty rzemieślnicze, targowiska, ludzką biedę i wspaniałe patrycjuszowskie siedziby. Skłaniało mnie to do myśli o odwiecznym sąsiadowaniu tutaj hebrajskiego „sacrum” i kipiącego południową żywiołowością żydowskiego „profanum”, o tym odwiecznym trwaniu, o upokorzeniach doznawanych nieraz w czasach Państwa Kościelnego, których przejmujące opisy zawarte są m.in. w książkach Gregoroviusa, i o współczesnych przejawach nie tyle antyjudaizmu, co antysemityzmu.

Do refleksji zmuszała zwłaszcza fasada kościoła San Gregorio della Divina Pietŕ, położonego naprzeciw synagogi, pośrodku nieistniejących dzisiaj bram, które prowadziły niegdyś do dzielnicy żydowskiej. Na fasadzie kościoła, którą zdobi piękny fresk Ukrzyżowanego, widnieje inskrypcja po włosku i po hebrajsku z cytatem z Izajasza o „narodzie niewiernym”, który bez przerwy prowokuje gniew Boga... Setki razy odczytywałem tę inskrypcję na kościele noszącym wszak w swym tytule „Boże Miłosierdzie”, rozmyślając o przełomie, jaki nastąpił w relacjach pomiędzy światem żydowskim a chrześcijaństwem, Kościołem, Watykanem – dzięki Soborowi i dzięki wytrwałej postawie wadowiczanina Karola Wojtyły. Mam tu na myśli zwłaszcza pamiętną wizytę Papieża w rzymskiej synagodze, jego liczne spotkania ze wspólnotami żydowskimi, dyplomatyczną działalność Stolicy Apostolskiej za jego pontyfikatu oraz religijny dialog z judaizmem, podejmowany przez różne instytucje watykańskie.

Jednak najżywsze są we mnie wspomnienia ze spotkań z konkretnymi ludźmi ze środowisk żydowskich i ich reakcje na konkretne przejawy postawy Papieża wobec „starszych braci w wierze”. Właśnie „w wierze”, ponieważ byli to na ogół wierzący Żydzi, którzy w sposób głęboki, nie ograniczający się tylko do wymiaru politycznego, oceniali niezwykłość papieskiego świadectwa. Zapamiętałem na przykład spotkanie kilku ambasadorów z wybitnymi przedstawicielami wspólnoty żydowskiej, jakie odbyło się 5 czerwca 2000 roku, tuż po pielgrzymce Jana Pawła II do Ziemi Świętej. W programie spotkania znalazła się projekcja filmu o niedawnej podróży, filmu eksponującego nie wizytę w Yad Vashem, nie wizyty u izraelskich władz czy w Knesecie, ale pamiętną scenę pod jerozolimską Ścianą Płaczu. Najważniejszy był moment, kiedy Papież zbliża się do Muru, by w jego szczelinie pozostawić kartkę z jubileuszową modlitwą o wybaczenie win ludzi Kościoła wobec synów Abrahama. Scena ta trwała na filmie daleko dłużej niż w rzeczywistości. Po projekcji zapanowała absolutna cisza, a w oczach gospodarzy, z wielkim rabinem Rzymu Elio Toaffem na czele, dostrzegłem łzy.

W latach osiemdziesiątych dane mi było przyjaźnić się z mieszkającym wtedy w Rzymie panem Józefem Lichtenem, polskim Żydem, który w latach wojny stracił żonę i małą córeczkę – nikt z jego warszawskich przyjaciół adwokatów nie odważył się im udzielić pomocy, kiedy zaczynała się likwidacja getta. Nie żywił do nich o to pretensji. Józef Lichten odegrał ważną rolę w pojednaniu polsko-żydowskim, a jako uczestnik prac nad soborową deklaracją „Nostra aetate” i przedstawiciel organizacji Anti-Defamation League of B’nai B’rith w Rzymie – także w dialogu katolicko-żydowskim. Obserwując jego stosunek do pontyfikatu Jana Pawła II, który darzył go dużym szacunkiem, trudno było nie pamiętać, że są to reakcje i wierzącego Żyda, i człowieka głęboko przeżywającego swoje związki z Polską i jej kulturą, choć nie ukrywającego też swojego krytycyzmu („Ja się tam urodziłem... To jest moja ojczyzna” – powtarzał wielokrotnie). Dzisiaj takich postaci trochę brakuje…

– 25-lecie pontyfikatu obchodzimy w szczególnym momencie historycznym. O czym myślisz, patrząc dziś na samego Jana Pawła II oraz na komplikującą się groźnie sytuację międzynarodową?

– Wydaje mi się, że ta niezwykła w całej dwutysiącletniej historii papiestwa rocznica stwarza dziś rzadką okazję nie tylko do uroczystego bilansu tego wszystkiego, co Jan Paweł II dał dotychczas Kościołowi i światu, ale także do indywidualnej refleksji nad samym sobą. Nad tym przede wszystkim, co każdy z nas na przestrzeni tego długiego ćwierćwiecza uczynił we własnym życiu z istotą papieskiego przesłania, które najdobitniej i w sposób przejmujący wyraził on podczas swej ubiegłorocznej pielgrzymki do Polski. To, co wówczas powiedział – słowem, swoją postawą i milczeniem – posiada powszechną wymowę. Odnosi się do każdego i do wszystkich: Chrystusowe wezwanie do miłości wzajemnej, na wzór Jego miłości, wyznacza nam wszystkim tę samą miarę.

To wezwanie Papież skierował przede wszystkim do swoich współwyznawców, którzy wraz z nim wierzą w Miłosierdzie Boga i dla których przykazanie miłości bliźniego nie jest tylko humanistyczną normą. Im też w pierwszym rzędzie przypomniał o perspektywie eschatologicznej, o Apokalipsie, która jest wezwaniem do takiego życia, które przekracza granice doczesności, nadaje sens historii i ludzkiej kulturze. Ale papieskie błaganie o miłość bliźniego, będącą miarą postępowania dla każdego człowieka, odnosi się przecież do wszystkich, także do ludzi spoza chrześcijaństwa i Kościoła. Zwłaszcza do jakże licznych na całym świecie osób, które zbliżyła do Jana Pawła II właśnie jego determinacja w obronie godności każdego bez wyjątku człowieka. To właśnie tutaj dzięki Papieżowi dochodziło do spotkania chrześcijaństwa z pojęciem „drugiego w nas” – pojęciem, które dla wielu myślicieli laickich stanowi podstawę wszelkiej idei solidarności i służby człowiekowi i społeczeństwu.

Żarliwość, bezinteresowność i odwaga Papieża w nieustannym przypominaniu światu o potrzebie miłości ludzi jako fundamencie indywidualnej etyki i ładu w życiu międzynarodowym, jego osobiste świadectwo miłości człowieka dawane własnym cierpieniem i heroicznym przezwyciężaniem własnej choroby i słabości, zasługują dziś na szczególną z naszej strony odpowiedź. Na absolutnie uczciwą – tak jak to jest u niego – odpowiedź na pytanie, co my sami jesteśmy naprawdę gotowi uczynić dla „sprawy człowieka”.

Pamiętam, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych podczas wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej w Koloseum Jan Paweł II odkładał czasem tekst przygotowanego wcześniej przemówienia. O krzyżu, który wciąż stoi, choć zmienia się świat, o zagrożeniach wiszących nad ludzkością, o nadziei – mówił bez kartki. Zdania były surowe, bez metafor, uderzało szukanie słów najprostszych, by wyrazić to, co dla każdego najtrudniejsze: cierpienie, śmierć, to co po niej... Papież przemawiał wtedy nie jak „nowy Mojżesz” z lat osiemdziesiątych, kiedy prowadził niemałą część świata ku wolności, ale jak nasz towarzysz w drodze. Myślę, że dokonując dziś własnych obrachunków z papieskim nauczaniem z ćwierćwiecza, także należałoby „odłożyć kartki” – ze względu na przejmującą moc jego świadectwa i powagę sytuacji świata.

WIĘŹ 2003 nr 10

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Jan Paweł II

Korepetycje z Jana Pawła II

Zbigniew Nosowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?