Czytelnia

Wierzę, więc działam

Joanna Bątkiewicz-Brożek, Ekonomia z teologią w tle, WIĘŹ 2010 nr 7.

W takich sytuacjach kodeks pracy gwarantuje kobiecie możliwość powrotu do pracy. Urszula próbowała bronić się przepisami. Przywrócono ją więc do pracy dzień po zakończeniu urlopu na godzinę, potem wręczono wypowiedzenie. Kodeks nie precyzuje bowiem, na jak długo trzeba kobietę przywrócić do pracy. Nie pomogły prośby. Urszula wspomina: — Rana w sercu jest. Nawet jeśli nie byłabym najcenniejszym pracownikiem, to zwolnienie w takiej formie i z taką argumentacją, a właściwie jej brakiem nie licuje chyba z katolickim charakterem pracodawcy.

Ku zaskoczeniu Urszuli, dyrektor chciał jej pomóc w znalezieniu nowej pracy. — Powiedział nawet, że co do mojego zwolnienia nie jest przekonany. Ale że nie ma wyjścia.

To stwierdzenie nie przekonało Urszuli, która w ostatnich miesiącach pracy osiągała jedne z najlepszych wyników w zespole. Powodów swojego zwolnienia szukała gdzie indziej. Była odpowiedzialna za jedną z akcji charytatywnych, z których przebiegiem nie zgadzała się. Firma zyskiwała bowiem na reklamie tej akcji więcej niż osoby, do których akcja była skierowana. — Mówiłam głośno, że to niemoralne. Próbowałam coś zmienić. Ale który kierownik lubi, kiedy podważa się jego projekt?

Nie budziło także zadowolenia szefostwa, kiedy upominała się o czas dla rodziny. Gdyby jej opowieść doprawić kilkoma szczegółami — jak ten, że w firmie panował rodzaj strachu, że nie płacono za nadgodziny, a pracownicy podejrzewali, że są podsłuchiwani, że może być kontrolowana ich korespondencja elektroniczna — prawdopodobnie sprawa musiałaby trafić do sądu. Urszula była przekonana, że zanim wejdzie na drogę prawną, powinna wyczerpać wszelkie możliwości interwencji na wyższych szczeblach, także władz Kościoła Dobra wola wszędzie była, ale na tym się skończyło. Poszła więc do prawnika. W jednej z kancelarii uprzedzono ją o mozolnym i długim procesie, który zakończy się przywróceniem do pracy, ale z pewnością, jak wynika z praktyki, sama nie będzie chciała więcej pracować w „nowej” atmosferze. — Kolegę, który po zwolnieniu wymachiwał papierami do sądu, ostrzeżono, że i tak firma wygra. Krótka piłka.

Historia Urszuli jest jaskrawym, jeśli nie drastycznym antyprzykładem funkcjonowania katolickiego pracodawcy. Trudno uważać ją za regułę. Z drugiej strony, w myśl zasady o wpisanej w naturę człowieka skłonności do omylności, można przyjąć, że kierujący zakładem pracy ma prawo do błędów. Nie daje jednak spokoju pytanie, jak to możliwe, że nikt nie pofatygował się, by zweryfikować funkcjonowanie firmy przyznającej się do współpracy z Kościołem? Że katolicki pracodawca, potrafił posunąć się do wykorzystania z premedytacją istniejącej w kodeksie pracy luki prawnej dotyczącej przywracania matek do pracy po urlopach macierzyńskich? Że nagminnie łamał przepisy dotyczące czasu pracy? Urszula: — Przyjaciel domu, zakonnik, podsumował: „A nie mówiłem, żeby nie pracować w instytucjach katolickich?”

Budowanie mostów

Do gabinetu Miłkowskiego ciągle ktoś wchodzi. To z papierami do podpisu, to z jakimś szkicem. Wyczuwa się tu naturalną życzliwość. — Nie znaczy to, że napięć nie ma — kwituje dyrektor. —Jestem też wymagający, ale jasno formułuję moje oczekiwania. Nie zaskakuję pracowników.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Wierzę, więc działam

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?