Czytelnia

Teologia teatru

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska

„A Kościołem Jego niech się stanie Teatr...”
Szkic do teologii teatru Jana Pawła II

Czy coś takiego jak „teologia teatru” w ogóle istnieje? Nie wiem, nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie i mam spore metodologiczne kłopoty z próbą definicji tego pojęcia. Wiem natomiast, że Jan Paweł II był przekonany o tym, że „teologia teatru” istnieje. Kształtował nawet jej podstawy.

Najpierw robił tu intuicyjnie, jako bardzo młody człowiek, szukając najgłębszych pokładów tego, czym jest teatr i próbując połączyć w jedno swą żywą wiarę w Boga-Wieczne Słowo z fascynacją aktorstwem i „robieniem teatru”. Czy mu się to udało? W jakiś sposób na pewno tak, choć był to zupełnie inny sposób niż ten, jaki wypracowywał na deskach wadowickich, a potem krakowskich scen; inny niż ten, który próbował wyrazić w okupacyjnych listach pisanych do swego teatralnego mistrza Mieczysława Kotlarczyka; inny niż ten, o którym marzył nastolatek Karol Wojtyła, szlifując świetną dykcję, ucząc się ruchu scenicznego i charakteryzacji, próbując swoich sił nie tylko jako aktor, ale i inscenizator, twórca przekładów, a potem dramaturg.

Czy Karol Wojtyła zdradził teatr?

Wszyscy, którzy interesują się biografią Papieża – a kto się nią nie interesuje? – wiedzą doskonale o tym, że czasach szkolnych Karol Wojtyła grał w amatorskich przedstawieniach, recytował wiersze, a potem w czasie okupacji był związany z Teatrem Rapsodycznym. Powstało na ten temat wiele opracowań, wspomnę tylko dwa, jak sadzę, najważniejsze: „Dom opowieści” Jana Ciechowicza, teatrologa z Gdańska, i niedawno wydany tom „Los artysty w czasach zniewolenia” prof. Jacka Popiela. Koledzy i przyjaciele Karola Wojtyły z tamtych „teatralnych czasów” często wspominają w swoich wspomnieniach i opowieściach, jak razem pracowali, jak wielką życiową pasją dla „Lolka” był teatr. Materiał biograficzny jest więc ogromny i nie muszę w tym tekście przywoływać wielokrotnie powtarzanych faktów. Powinnam natomiast zdać sprawę z pewnego olśnienia – dość późnego, czy też może zbyt późnego.

Znam dobrze wszystkie te teksty i świadectwa, sama zafascynowana jestem teatrem i dramatami Andrzeja Jawienia, oparłam na nich tezy mojego doktoratu. Teatr Rapsodyczny udało mi się poznać prawie „od środka”, bo chociaż nie zdarzyłam zobaczyć żadnego ze spektakli Mieczysława Kotlarczyka (władze komunistyczne ostatecznie zlikwidowały Teatr Rapsodyczny w 1967 roku), to jednak dzięki wieloletniej przyjaźni z Danutą Michałowską, współtwórczynią tego teatru, wysłuchałam setek opowieści o nim, o jego ideach, ludziach, którzy w nim pracowali, genezie, problemach i teatralnej „kuchni”. Obejrzałam wiele spektakli „Teatru jednego aktora” Michałowskiej, dzięki czemu udało mi się chyba zrozumieć, czym był „styl rapsodyczny” tak bliski Karolowi Wojtyle.

Znam z bezpośredniego przekazu historię chłopaka w drelichowej kurtce i w drewniakach, który przyszedł do „Społem”, gdzie pracowała Michałowska, wywołał ją na korytarz i powiedział, że właśnie przyjechał do Krakowa Kotlarczyk, że ma przeczytać „Króla Ducha”, bo zaczynają „robotę”. Słyszałam wiele o niezwykłej barwie jego głosu, o bogactwie scenicznej wyobraźni i umiejętności wcielania się w różne postacie, o grze w „obsadzanie”, kiedy to – nie mogąc w czasie wojny grać na prawdziwej scenie – układali obsady ulubionych sztuk, myśląc, co sami chcieliby zagrać. Wiem też, że kiedy w czasie prób udała się wyjątkowo dobrze jakaś scena –Karol z radości stawał na głowie.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Teologia teatru

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?