Czytelnia

Teologia teatru

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska, ?A Kościołem Jego niech się stanie Teatr...? Szkic do teologii teatru Jana Pawła II, WIĘŹ 2007 nr 5.

Na te pytania znowu już nikt nie udzieli odpowiedzi. Nie znamy momentu decyzji Karola Wojtyły o wstąpieniu do seminarium duchownego. Możemy tylko przypuszczać, że ta decyzja rodziła się po śmierci ojca, zimą 1942 roku. Jesienią zaczęły się konspiracyjne studia teologiczne, ale jeszcze przez rok Wojtyła brał udział w pracach Teatru Rapsodycznego. Musiał chyba mieć na to zgodę kard. Sapiehy.

Jak to było, gdy walczyły w nim dwa powołania, których nie udało się połączyć w jedno? Był przez pewien czas jednocześnie aktorem i klerykiem seminarium. Podobno na próby przychodził nieobecny duchem, teksty interpretował refleksyjnie, nie eksponując swych aktorskich atutów, jakimi były przede wszystkim głos i odważna, bogata, wielowymiarowa interpretacja postaci. Nie bawił się słowem, on je wyrażał, bo coraz bardziej na pierwszy plan wysuwało się zupełnie inne jego rozumienie.

Jego teatrem stał się Kościół

W czasie naszej rozmowy przy kolacji Papież razem z Danutą Michałowską opowiadali o Teatrze Rapsodycznym, o jego zamyśle i kolejnych realizacjach. Jan Paweł w pewnym momencie powiedział: W słowie Słowo. W słowie jest zawsze głęboko Boska treść. Słowo Przedwieczne. To znaczy Słowo, które Bóg wypowiada, w którym wypowiada Siebie. Bóg rodzi Słowo i to jest Jego Syn. W kategoriach rodzenia to jest Syn.

Dotykamy w tej papieskiej tezie najgłębszej istoty teologii teatru Jana Pawła II. Teatr ufundowany na słowie, staje się misterium otwierającym na transcendencję. Dzieje się tak – może się tak wydarzyć – kiedy jego twórcy mają świadomość, że słowo jest nie tylko narzędziem, jedną z form ekspresji, ale niesie w sobie „boską treść”. Słowo ma w sobie moc kreatywną, moc stwarzania, bo... powiedział Bóg i stało się. Dzięki słowu stał się świat, stał się człowiek. Nazwanie ma moc powoływania do życia. Nawet więcej – ma moc rodzenia. W swoim dramacie-misterium „Promieniowanie ojcostwa” Karol Wojtyła mówi w pewnym momencie coś zupełnie zaskakującego i dającego wiele do myślenia: urodzić znaczy o wiele więcej, niż stworzyć...

Pozostańmy jednak na progu tego stwierdzenia, bo wymaga ono dogłębnej analizy i zinterpretowania go w świetle całej twórczości – teologicznej, filozoficznej i poetyckiej – Jana Pawła II. Miara i zamiary tego tekstu nie będą w stanie go ogarnąć.

W tym tekście chciałam jedynie zdać sprawę z pewnego olśnienia. Zrozumiałam, że Karol Wojtyła nie mógł zostać, czy też „pozostać” aktorem, bo za dużo wiedział, zbyt głęboko wnikał w tajemnicę Słowa. Przestał umieć się nim posługiwać, bo coraz bardziej mu służył, to ono panowało nad nim, a nie on nad słowem. Znamienna jest w tym kontekście opowieść przyjaciół z Teatru Rapsodycznego, jak najpierw olśnił słuchaczy interpretacją Rapsodu V z „Króla Ducha” Słowackiego, a po kilku tygodniach nagle zupełnie zmienił sposób recytacji na nieefektowny, wewnętrzny monolog, bo stwierdził, że to jest spowiedź Bolesława Śmiałego i że nie można tego inaczej mówić. Kotlarczyk i koledzy mieli do niego żal, że „kładzie” rolę...

Pewnie mieli rację. Mam jednak wrażenie, że nie mieli racji w jednym – Karol Wojtyła nigdy nie rzucił teatru i nigdy do końca się z nim nie rozstał. Niesamowite, w kontekście dalszej drogi życiowej, słowa z listu Wojtyły do Kotlarczyka – A Kościołem Jego niech się stanie Teatr... – jakoś pozostały aktualne, choć może w odwróconym szyku. Jego teatrem stał się Kościół. Udowodnienie tego wymaga spojrzenia z nowej perspektywy na posługę Jana Pawła II w Kościele polskim i powszechnym.

Jak wiele było służby słowu w tym jak mówił, jak głosił Ewangelię, jak służył Synowi, który jest Słowem Przedwiecznym Boga? Jak bardzo wpłynęło to na fakt, że niektóre frazy z Jego homilii do tej pory tym, którzy je słyszeli, brzmią w uszach kunsztem aktorskim, który rozumiał razem z Kotlarczykiem jako rodzaj kapłaństwa? Jak bardzo różne wielkie zdarzenia pontyfikatu, które kreował – np. otwarcie i zamknięcie Drzwi Jubileuszu Roku 2000, spotkania z młodzieżą, pielgrzymki, całowanie ziemi kraju, do którego przybywał – dojrzewały w Jego teatralnej wyobraźni jako misteria, czyli widowiska, których oglądanie każe nam się zwrócić do Boga?

Podczas naszej rozmowy Jan Paweł II powiedział, że on sam dużo wcześniej myślał o tym, co potwierdził II Sobór Watykański – o roli kapłaństwa powszechnego i udziale wszystkich ochrzczonych w prorockiej, królewskiej i kapłańskiej misji Chrystusa. Pierwszym zaś zadaniem kapłana jest przepowiadanie słowa. Jest to także – zdaniem Mieczysława Kotlarczyka (i Karola Wojtyły) – zadanie aktora.

Teatr, Kościół i Bóg – trzy rzeczywistości, którym pozostał wierny – ukształtowały niezwykłe powołanie Karola Wojtyły. Już wcześnie to przeczuwał, zaczynał rozumieć, że trzeba to wszystko jakoś łączyć w jedno, skoro jako młody ksiądz w marcu 1947 roku pisał z podróży po Belgii do Kotlarczyka: Widzisz, codziennie czytam sobie Ewangelię po polsku. I często czytam na głos. A czasem, gdy czytam, zwłaszcza św. Jana, zaczynam czytać w jakiś nowy sposób, jakby na muzykach franciszkańskich – coś znajdować i widzieć i słyszeć. Wtedy zdaje mi się, pragnę w obrębie Twoich przeznaczeń – źle powiedziałem, tego nikt z nas nie wie – a zatem: powołań. Wtedy właśnie, może sam o tym jeszcze nie wiedząc, zaczął tworzyć teologię teatru.

1 Danuta Michałowska, „Ja bez imienia. Monolog na podstawie .Wyznań św. Augustyna”, Biblioteka „Więzi” 1998.
2 Andrzej Jawień, „Dramat słowa i gestu”, w : Karol Wojtyła „poezje i dramaty”, Kraków 1979, s. 388.
3 Mieczysław Kotlarczyk, Karol Wojtyła „O Teatrze Rapsodycznym”, wstęp i oprac. Jacek Popiel, Kraków 2001, s. 305.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Teologia teatru

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?