Czytelnia

Joanna Petry Mroczkowska

Joanna Petry Mroczkowska, Adopcja po amerykańsku, WIĘŹ 2008 nr 6.

Amerykanie, ktόrzy od lat odczuwają niedobόr „własnych” (białych i zdrowych) niemowląt oddawanych do adopcji rozumieją potrzebę „dowartościowania” kobiet decydujących się oddać dziecko innej rodzinie. Te, ktόre oddają dzieci do adopcji – choć urodzenie związane jest z ewentualnym wstydem czy niewygodą upublicznienia, co nie zachodzi w przypadku dyskretnej aborcji -chcą zapewnić dziecku lepsze życie niż to, ktόre mogłyby mu dać same. Najczęstszym bowiem powodem niedecydowania się na wychowanie dziecka są względy ekonomiczne. W Stanach powoli przestaje obowiązywać stereotyp matki biologicznej, ktόra jest pozbawioną serca degeneratką czy osobą bezwolną. Nie ma jednak złudzeń – ta decyzja jest jedną z najtrudniejszych w życiu. I o tym głośno zaczyna się mówić. Oddanie dziecka komuś obcemu na wychowanie nie jest jego zabόjstwem czy jak ktoś woli pozbyciem się ciąży, ale matka oddająca niemowlę do adopcji doznaje głębokiej traumy, która najprawdopodobniej będzie jej towarzyszyć do końca życia.

Dochodzenie do rodzicielstwa

W latach pięćdziesiątych socjolog H. David Kirk zauważył, że jego dziedzina nauki nie zajmuje się adopcją. Praktyczne aspekty przysposobienia socjologia odsyłała do działu opieki społecznej bądź do psychologii. Zagadnienie to podejmowała czasem antropologia. Kirk postanowił więc przyjrzeć się głębiej społecznym uwarunkowaniom adopcji, tym bardziej że dotykała go osobiście. Sam wraz z żoną stworzył rodzinę adopcyjną.

Przeprowadzane przez następne dziesięciolecia badania przyniosły ciekawe wyniki. Kirk odkrył, że rodzice adopcyjni schwytani są pomiędzy dwie przeciwstawne postawy. Z jednej strony czują, że tworzą “inną” rodzinę, czasem jednak bardzo upierają się, że rodzina adopcyjna absolutnie nie rόżni się od innych. Kirk jako pierwszy zwrόcił uwagę na to, że stosowany często nieco na siłę dogmat głoszący, że rodzina adopcyjna nie rόżni się jakoby od „normalnych”, pociąga za sobą wiele utrudnień i w sumie wpływa hamująco na wspόłżycie w rodzinie i w środowisku. Badacz przyglądał się także pracy placόwek zajmujących się adopcją i widział tu społeczną celowość akceptacji rόżnic zamiast postawy polegającej na ich odrzuceniu bądź ignorowaniu.

W latach, kiedy sytuacja adopcyjna była otoczona wysokim stopniem utajnienia i miała niczym się nie wyrόżniać, Kirk uświadomił zainteresowanym, że rodzina adopcyjna nie jest identyczna z rodziną opartą na więzach krwi. Zrobił nawet szczegόłową listę rόżnic w dochodzeniu do rodzicielstwa. Dziś, po pόłwieczu, literatura przedmiotu mόwi o dwόch stanach: „dochodzeniu do rodzicielstwa” i „byciu rodzicem”. O ile dochodzenie do rodzicielstwa zależy od tego, czy mamy do czynienia z płodną parą małżeńską, rodzicem przyrodnim, potencjalnymi rodzicami adopcyjnymi, bezdzietnymi bądź posiadającymi już własne potomstwo, itp. – o tyle bycie rodzicem ma znacznie bardziej ujednolicone podstawy. Jedna jest bowiem moralna odpowiedzialność za wychowanie dzieci. Tutaj nie ma raczej znaczenia sposόb, w jaki zostało się rodzicami.

Dziś coraz częściej uważa się, że akceptacja rόżnic nie oznacza wcale przyznania „wyższości” ktόrejś z dwόch drόg rodzicielstwa. Podkreśla się, że rodzicielstwo powinno wynikać z odpowiedzialnej decyzji, zobowiązania, a nie tylko biologii. Słyszy się głosy, iż więzom biologicznym nie należy przyznawać waloru paradygmatu, normalności, pierwszorzędnej wagi czy cechy najbardziej pożądanej. Trzeba tu zwrόcić uwagę na możliwość dwojakiej interpretacji takiej tendencji. Z jednej strony takie postawienie sprawy może dawać wyraz sprzeciwu wobec biologizmu, ktόry sprzyja manipulacji poprzez rόżnorakie techniki wspomaganej prokreacji, z drugiej dawać furtkę niebezpiecznej manipulacji kulturowej w odniesieniu do instytucji rodziny.

A w Polsce?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Joanna Petry Mroczkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?